I po sobocie.

To był dzień polskich porażek.

Najpierw nasz orły co skaczą z  nartami, chociaz pewnie lepiej skaczą po piwko  albo na dyskoteke. Niestety trzeba spojrzeć prawdzie w oczy – sam Małysz wszystkiego nie wygra. To jest konkurs Z E S P O Ł O W Y ! ! !

Później nasz polsko niemiecki Tiger, a dzisiaj raczej kotek z przywiązana do ogona puszką. Niestety. Starzeje się chłopina i nie ma się co oszukiwać. Chociaż, dzisiaj walczył ze staruszkiem równym sobie. Szkoda go. Pierwszy raz się tak emocjonowałem na walce bokserskiej. Praktycznie boksowałem razem z nim, aż się Żona odsunęła, żebym jej nie uszkodził.

A jeśli o Żonkę chodzi to jej się zrobiło "coś" na dolnej wardze. Wygląda jak typowa murzynka. W pracy koledzy powiedzieli, że ja pewnie leje  w domu bo warga prawie na pół twarzy. Ale zrobiłem zaopatrzenie lekowo / maściowo / cukierkowe (takie antyseptyczne ze szałwią) i już powoli widac poprawę. Zobaczymy ajk będzie jutro.

Więc jak oglądalem Togera to Żona się ode mnie odsunęła, bo nie chciała mieć podobnego kuku po drugiej stronie twarzy.

Jutro błogie lenistwo.

Obiadek na jutro już się bejcuje w lodóweczce. Także będzie się można poświęcić robieniu "nic".

W końcu cały tydzień na to czekałem.

A teraz trzeba już się położyć. I Wam też to radzę.