Wypadek i Ford Scorpio

Dzisiaj mój brat zaliczył porządnego dzwona w moim skorpioniku.
Dla znających Łódź podaję konkrety:
Jechał sobie spokojnie z pracy zachodnim pasem al. Włókniarzy. Zajmował prawy pas. Nagle poczył silne uderzenie z tyłu, auto poleciało do przodu, następnie zaczęło tańczyć piruety, zakręciło się kilka razy wokół własnej osi, zwiedziło wszystkie trzy pasy i wylądowało na poboczu.

Przyczyną całego zdarzenia był kierowca Jelcza z naczepą, który "nie zauważył scorpio jak zmieniał pas…".

Walął w lewy tylni bok, zaraz nad światłęm i rozjechał go aż do drzwi. Na szczęście nie uszkodzil ani słupka, ani drzwi. Na oko wygląda, że do wymiany jest lampa (na razie się trzyma, ale pewnie jak się rozbierze to się rozsypie), lewe tylnie całe nadkole i zderzak.

Naprawdę, po tym jak widziałem jakiej wielkości był Jelcz, jak wyglądały ślady hamowania jelcza i ślady opon na asfalcie po piruetach dochodzę do dwóch wniosków:

  1.  niewiarygodnie szczęście brata, że udało mu się wyprowadzić samochód z tego, że nie postawiło go i nie dachował, że żaden z pędzących po Włókniarzy w godzinach szczytu samochodów, nie natknął się na tańczące scorpio. 
  2.   jak na takie walnięcie – zniszczenia są naprawdę niewielkie. Jak je sfotografuje to na pewno udostępnie zdjęcie.