To co wczoraj przeszło nad Łodzią przechodzi ludzkie pojęcie.
W Życiu czegoś takiego nie widziałem.
A z perspektywy 9 pietra wyglądało to jeszcze gorzej.
Nagle nad miastem zrobiło się biało szaro granatowo.
Cały pył wzniósł się w powietrze.
Zaczęłe latać wszystko co tylko mogło.
Ledwo przedostałęm się z wiezowca do wieżowca, bo byłem teściowej pomóc zamknąć gierkowkie okna, które nie zostały wymyślone z zastosowaniem ich używania, więc jak się otworzy to już zamknąć nie można i na odwrót.
Szedłem do swojego wieżowca, a wiatr tak walił piaskiem po ciele że z bólu iść nie mogłem.
Całe szczęście, że miałem w ręku gazetę, bo inaczej bym musiał chyba iść tyłem.
Najbardziej się bałem tego wszystkiego co leciało z balkonów i rusztował ekip ocieplających bloki.
Ale udało mi się dostać do siebie.
Wiatr wywracał drzwa, wyrywał je z korzeniami.
Zrywał docieplenie z budynków.