Motory na "niebiesko".

Patrole motocyklowe na Retkini


Fot. Michal Sierszak / AG

 

 

 Agnieszka Urazińska 07-08-2005 , ostatnia aktualizacja 08-08-2005 10:13

O tym, jak cicho potrafią się skradać, przekonała się już pewna para, która przeżywała upojne chwile w oplu zaparkowanym na leśnej drodze.
To było w pobliżu oczyszczalni ścieków na Retkini. W tym miejscu zdarza się złodziejom pozostawiać porzucone samochody, więc opel nas zainteresował – opowiada sierżant sztabowy Dariusz Laskowski. – Poza tym kobiecie mogło zagrażać niebezpieczeństwo.

Para dostrzegła stróżów prawa dopiero gdy zapukali w szybę. – W tamtym przypadku nasza interwencja nie była potrzebna, ale udowodniliśmy, że potrafimy być bezszelestni – mówi sierżant Przemysław Urbanek.

Od niedawna Laskowskiego i Urbanka można zobaczyć przemykających ulicami i uliczkami Retkini na lekkich motocyklach marki Yamaha. Przesiedli się na nie z radiowozów i nie żałują. Jako pierwsi w mieście policjanci patrolowi mogą docierać w miejsca, do których samochodem trudno dojechać. – Na Retkini pełno jest osiedlowych ślepych uliczek, nie brakuje też drobnych złodziei i sprawców rozbojów. Niezwykle trudno gonić ich samochodem, a motor wjedzie w każdy zaułek – mówi podinspektor Dariusz Gałka, komendant retkińskiego komisariatu.

Dlatego kiedy drogówka podarowała komisariatowi dwie yamahy, za lekkie i zbyt wolne na duże ulice, a idealne na osiedla – komendant pomyślał o swych dwóch podwładnych z uprawnieniami do jazdy na motorze. – A my się zgodziliśmy, bo to urozmaicenie i sporo przyjemności – mówi Laskowski. – Ścigacze to nie są, ale swoje zadanie spełniają bez zarzutów.

Motocykle wzbudzają zainteresowanie retkinian. Często dopytują o ich parametry. Oto te najbardziej podstawowe: pojemność silnika 250 cm sześc., maksymalna prędkość 120 km/h.

Funkcjonariusze zawsze jeżdżą w parze, w mundurach. – Złapaliśmy już na przykład motocyklistę bez prawa jazdy, a teraz jesteśmy na tropie ludzi, którzy zaśmiecają las, bo oszczędzają na wywózce śmieci – zdradza Laskowski. – Często robimy sobie rundkę w pobliżu lotniska Lublinek, żeby odstraszać "dawców", czyli miłośników szybkiej jazdy, którzy ten rejon upodobali sobie do organizowania nielegalnych wyścigów.

Policjanci na motorach przydali się także, gdy niedawno na drodze rozlał się kwas siarkowy: zabezpieczyli miejsce i kierowali ruchem. A kiedy złodziej kabli energetycznych został porażony prądem w lesie, również ich wezwano, bo na miejsce wypadku łatwiej było dojechać motorem niż radiowozem.

– Są mniej widoczni, bardziej mobilni niż w ci w samochodach, no i wzbudzają sympatię – chwali chłopców-motorowców komendant Gałka. – Czego chcieć więcej? Szkoda tylko, że gdy pogoda się pogorszy, przesiądą się znów do radiowozów.