Łódzki Rambo

Detektyw Rutkowski wkracza z hukiem


Rutkowski

Fot. Sergiusz Pęczek / AG

 

 

 aura, mas 11-08-2005 , ostatnia aktualizacja 11-08-2005 18:05

Cyrk, skandal, szok – tak komentują świadkowie środową akcję detektywa Krzysztofa Rutkowskiego, który na ul. Piotrkowskiej zatrzymał dwóch mężczyzn


Huk wybuchu petardy, wyzwiska i krzyki ludzi Rutkowskiego, broń wycelowana w zatrzymanych. Łodzianie i turyści siedzący w ogródkach na ul. Piotrkowskiej byli przerażeni tym, co rozegrało się w środowy wieczór na ich oczach. Władze Łodzi twierdzą jednak, że nic złego się nie stało.

Ludzie chowali się pod stołami

"Strzelanina w Esplanadzie", "Detonacja" – takie pierwsze, niesprawdzone informacje dotarły w środę wieczorem do stanowiska kierowania w komendzie miejskiej policji. Na szczęście nie było strzelaniny ani bomby. Była za to kolejna "spektakularna" akcja posła i detektywa Krzysztofa Rutkowskiego, który w najbliższych wyborach wystartuje w Łodzi do Sejmu z listy PSL.

Policja o akcji nie wiedziała, wiedzieli za to wybrani dziennikarze (w tym ekipa TVN realizująca serial o Rutkowskim), którzy stawili się z kamerami i aparatami fotograficznymi.

A co zobaczyli przechodnie w samym centrum Łodzi? Najpierw uzbrojonych po zęby, zamaskowanych mężczyźni wysiadający z ciężarówki tuż pod "Esplanadą". Później wielki huk i pracownicy Rutkowskiego przewrócili na ziemię dwóch biesiadujących w ogródku restauracyjnym mężczyzn.

Do jednego z gości ogródka wezwano pogotowie, bo zasłabł. Wielu przechodniów z przestrachem chowało się w bramach. – Co ten facet wyprawia, to nie jest Bantustan! – irytował się Piotr Dopierała, właściciel sąsiadującej z Esplanadą Łodzi Kaliskiej. – W ogródku miałem 20 gości z Niemiec, którzy zaczęli kryć się pod stolikami lub uciekali przerażeni. To żenujące, co wyprawia Rutkowski.

Władze "za"

Zatrzymani przez Rutkowskiego i jego pracowników to 59-letni Andrzej J. (syn byłego premiera) i 41-letni Chorwat Albert B. Obaj podejrzewani są przez detektywa o próbę wymuszenia 150 tys. euro haraczu od łódzkiego biznesmena. Wczoraj mężczyźni byli przesłuchiwani w komendzie miejskiej. – Przedstawiliśmy już zarzuty obu podejrzanym – dowiedzieliśmy się od Krzysztofa Kopani, rzecznika Prokuratury Okręgowej w Łodzi. – Odpowiedzą za usiłowanie wymuszenia rozbójniczego.

– Czy Rutkowski miał zezwolenie na użycie petard hukowych? Czy musiał ich użyć do zatrzymania mężczyzn w zapełnionej restauracji w centrum miasta? – pytamy rzecznika policji.

– Tę kwestię wyjaśniamy, czy środki użyte do zatrzymania były zgodne z przepisami – mówi Tomasz Klimczak z KWP.

Sam Rutkowski nie ma sobie nic do zarzucenia. – Ale mi afera! Czy to moja wina, że Andrzej J. wyznaczył właśnie "Esplanadę" na miejsce spotkania ze swą ofiarą? Ja przecież tego nie zaaranżowałem – zapewnia. Jego zdaniem huk w centrum miasta też był uzasadniony. – Ze względów bezpieczeństwa. Albert B. groził, że jeśli biznesmen nie da mu pieniędzy, zajmie się nim ekipa z Rosji. Mieliśmy więc podejrzenia, że jest uzbrojony.

Sprawę bagatelizuje również Karol Chądzyński, wiceprezydent Łodzi [Rutkowski jest społecznym doradcą prezydenta Łodzi – red.]. – Granat hukowy nikomu krzywdy przecież nie zrobił – twierdzi. – Skoro bandyci bezkarnie strzelają z karabinu na Piotrkowskiej, nie ma co robić szumu z takiego incydentu – twierdzi.

DLA GAZETY

Marek Janiak

szef Fundacji ul. Piotrkowskiej

Takie akcje Piotrkowskiej nie służą. Byłam akurat w Fundacji (20 m od wydarzeń), gdy usłyszałem potworny huk. Wybiegłem i zobaczyłem scenę, jakbym się znalazł w Londynie po zamachach. Ludzie krzyczeli, uciekali, chowali się pod stoły. Trzeba się zastanowić chwilę, zanim coś takiego zrobi się na reprezentacyjnym deptaku Łodzi. To nie jest miejsce dla popisów jakiś Rambo.

not. mas