Zbieg okoliczności…

Pewne małżeństwo, w którym mężczyzna nie mógł niestety mieć dzieci, postanowiło skorzystać z usług tzw. zastępczego ojca.
Po dokonaniu wszelkich niezbędnych ustaleń i formalności małżonek wyszedł na golfa, zostawiając żonę w oczekiwaniu na przybycie "specjalisty".
Przypadek sprawił, że w tym samym dniu w miasteczku zjawił się objazdowy fotograf, specjalizujący się w zdjęciach dzieci. Zadzwonił do drzwi w nadziei na zarobek.
– Dzień dobry, madame, ja jestem…
– Ależ wiem, oczekiwałam pana – odpowiada kobieta i prowadzi go do środka.
– Ooo, doprawdy? – zdziwił się fotograf. – Ja, widzi pani,
specjalizuję się w dzieciach…
– Wspaniale, właśnie o to chodziło mężowi i mnie. – mówi kobieta i po chwili pyta spłoniona z emocji:
– To gdzie zaczniemy?
– No cóż – odpowiada fotograf – myślę, że może pani zdać się zupełnie na mnie Mam duże doświadczenie. Z reguły zaczynam w kąpieli, tak ze dwa – trzy razy, później zwykle ze dwie pozycje na kanapie, w fotelu i z pewnością parę w łóżku. Nieraz doskonałe efekty osiąga się na dywanie w salonie… Naprawdę można się wyluzować…
"Dywan w salonie…" – Myśli kobieta. – "Nic dziwnego, że mnie i
Harry’emu nic nie wychodziło…"
– Droga pani, nie mogę gwarantować, że każde będzie udane. – kontynuuje fotograf. – Ale jeżeli wypróbuje się kilkanaście pozycji, jeżeli strzelę z sześciu – siedmiu różnych kątów, wówczas jestem pewien, że będzie pani zadowolona z rezultatu…
Kobieta z wrażenia zaczęła wachlować się gazetą, a facet nawija dalej:
– Musi się pani również liczyć z tym, że w tym zawodzie, podczas roboty, człowiek cały czas jest w ruchu. Kręcę się tu i tam, wchodzę i wychodzę nieraz kilkanaście razy w ciągu minuty, ale proszę mi wierzyć, że rezultaty mojej pracy rzadko zawodzą oczekiwania…
Kobieta usiadła przy otwartym oknie, spocona z wrażenia…
– Ha! A żeby pani widziała, jak wspaniale wyszły mi pewne bliźniaki! Zwłaszcza biorąc pod uwagę trudności, jakie ich matka robiła mi przy współpracy…
– Taka była trudna? – spytała mdlejącym głosem
kobieta.
– Straszliwie… Żeby uczciwie zrobić robotę, musieliśmy pójść do parku. Ale był cyrk! Ludzie tłoczyli się dookoła ze wszystkich stron, żeby zobaczyć mnie w akcji… TRZY GODZINY! Proszę sobie tylko wyobrazić: TRZY GODZINY ciężkiej fizycznej pracy! Matka cały czas się darła i jęczała tak głośno, że z trudem mogłem się skoncentrować. W końcu musiałem się spieszyć, bo zaczynało się robić ciemno. Ale naprawdę się wkurzyłem, kiedy wiewiórki zaczęły mi obgryzać sprzęt…
-Sprzęt… – głos kobiety był ledwo słyszalny. – Chce pan powiedzieć, że wiewiórki naprawdę obgryzły panu… khem.. sprzęt..?
-Hehehe, a skądże, połamałyby sobie zęby, twardy jest jak hartowana stal… No cóż, jestem gotów, rozstawię tylko statyw i możemy się zabierać do roboty.
– STATYW ?
– No a jakże, musze na czymś oprzeć tę armatę, za ciężka jest, żeby ją stale nosić… Proszę pani! Proszę pani!!! Jasna cholera…………….. ZEMDLAŁA…………..!!!!