Kurski – polityczny najemnik. część pierwsza

 Marek Sterlingow, Marek Wąs 09-10-2005, ostatnia aktualizacja 09-10-2005 19:28

Donald Tusk do Lecha Kaczyńskiego po telewizyjnej debacie w Polsacie: – Dlaczego ty trzymasz tego s…syna Kurskiego? Kaczyński: – Może i jest s…synem, ale wolę go mieć po swojej stronie

Kariera Jacka Kurskiego to pasmo błyskotliwych wzlotów, częściej bolesnych upadków. 12 lat startował w wyborach, zanim wreszcie został posłem. Sześć razy zmieniał partie. Zwykle odchodził skłócony. Dorobił się wyrazistego wizerunku: specjalista od czarnego PR, polityczny gangster, najemnik. Ale też: skuteczny, inteligentny, świetny specjalista od mediów.

Sam mówi, że najważniejsza jest prawda, a on wali ją ludziom prosto w twarz: rozlazła baba (o Marianie Krzaklewskim), Żydzi i masoni (Unia Wolności), polityczny trup (Lech Wałęsa).

W poniedziałek po ostatnich wyborach do Sejmu Kurski odpalił laptopa i skasował 50 e-maili z gratulacjami, które przyszły w nocy. Skasował też SMS-y w swoich dwóch telefonach, żeby odblokować skrzynkę, na czytanie nie było czasu. Nałożył jedzenie do miseczki kota Dresia i pojechał do radia udzielić pierwszego w życiu wywiadu jako poseł.

Jeśli to prawdziwa twarz PiS…

Dostał ponad 26 tysięcy głosów, to najlepszy wynik na gdańskiej liście PiS. Partia wygrała między innymi dzięki niemu: zorganizował wiosenną konwencję – amerykański sznyt, tłum zwolenników Lecha Kaczyńskiego. Sondaże od razu poszybowały w górę.

Stworzył nowe logo partii. "Pijany stateczek" PiS na pomarańczowym tle zamienił w dumnego orła w koronie. Pomarańczowy zastąpił granatowym. Dlaczego granat? Bo to piękny, poważny kolor, na którego tle doskonale wygląda biało-czerwona flaga.

Potem przyszła kampania telewizyjna. Spoty, w których młoda kobieta wylicza, ile straci na podatku liniowym proponowanym przez PO. Z jej lodówki znika jedzenie.

Dalej: wizyta w Radiu Maryja.

– Kurski ukradł nam elektorat – wściekał się pomorski poseł LPR Robert Strąk. Roman Giertych odkłada słuchawkę, gdy słyszy nazwisko Kurski.

Jeszcze jeden pomysł: odświeżony po latach film "Nocna zmiana" – o tym jak Tusk i inni "spiskowcy" podczas "nocy teczek Macierewicza" w 1992 roku obalają patriotyczny rząd Jana Olszewskiego. Kurski oddał film za darmo Rydzykowej Telewizji Trwam, która emituje go w kółko od września.

Jacek i Jarek kładą kwiaty

Z dziennikarzami lubi rozmawiać w domu, adaptowanym strychu nad mieszkaniem rodziców we Wrzeszczu. Proste meble, dużo drewna i książek, na ścianach mapy z wyrysowanymi flamastrem trasami odbytych podróży (Szkocja, Włochy, Niemcy). – Wszystko to zbudowałem własnymi rękami – chwali się Jacek i ciągnie do kuchni – Robimy jedzenie i picie. Co chcecie? Kawę, herbatę, wódkę?

Wygodnie rozparty w ulubionym fotelu zaczyna od tego, co najbardziej łączy go z braćmi Kaczyńskimi – piękna karta działacza opozycji.

– Wzorem był dla mnie mój brat Jarosław, działał w Ruchu Młodej Polski z Hallem, Walendziakiem, Rybickimi – wspomina z rozrzewnieniem. – Po wprowadzeniu stanu wojennego wszyscy chodziliśmy ubrani na czarno. W liceum nr 3, czyli w Topolówce, która była wylęgarnią opozycji, urządzaliśmy przerwy milczenia i marsze tupane. Drukowaliśmy podziemny "Biuletyn Informacyjny Topolówka". Miałem 15 lat i poukładany świat. Czułem w sobie emocjonalny ład. Czegoś takiego doświadczyłem po raz drugi w życiu dopiero teraz.

Po raz pierwszy świat Kurskiego zaczął się układać w grudniu 1978 roku. Mama, Anna, sędzia z ziemiańskiej rodziny spod Lwowa, sanitariuszka Szarych Szeregów z Powstania Warszawskiego – i tata, Witold, docent Politechniki Gdańskiej, warszawiak, żołnierz z Powstania – zabrali 12-letniego Jacka na plac przed bramą Stoczni Gdańskiej im. Lenina. W miejscu, gdzie osiem lat wcześniej wojsko strzelało do robotników, zebrało się kilkaset osób. Przemawiał do nich człowiek z wąsami, Lech Wałęsa. Jacek i starszy o trzy lata Jarek położyli kwiaty pod bramą. Zapadł zmrok. Na plac wjechała ciężarówka, a z kordonu autobusów, którymi otoczony był plac, wysypali się panowie w szarych paltach. Zgarniali naręcza kwiatów i rzucali je na pakę ciężarówki.

– Gdzie panowie zabierają te kwiaty? – zapytał tata.

– Na cmentarz – odpowiedzieli panowie.

Jacek był przerażony.

Jak buduje się wspólnotę

Przez ostatnie dziesięć lat Jacek był w ostrym sporze z bratem, Jarosławem, publicystą "Gazety Wyborczej". – Ale pozostając przy swoich poglądach, ostatnio znowu są do siebie zbliżyliśmy. Bardzo się z tego cieszę – mówi. Ze szkoły wracają właśnie jego dzieci: Zdziś i Zuzia. Tulą się do taty.

– 13 kwietnia 1982 roku, na długiej przerwie w Topolówce, stało w milczeniu jakieś 500 osób – kontynuuje opowieść Kurski. Do końca rozmowy będzie się posługiwał dziennymi datami, pamięta kilkaset numerów telefonów, w kilkanaście sekund potrafi obliczyć, że np. 14 maja 1964 roku to był czwartek. – Na korytarzu pojawił się esbek, nazwisko litościwie pominę. Podchodzi do mojego brata i warczy: – Mów coś. Jarek milczy. On: – Mów coś. I coraz bardziej się nakręca. Zaczyna krzyczeć: – Mów, Kurski! Kurski, rozejść się! Kurski, ja mam córkę w twoim wieku! W końcu nie wytrzymał i rzucił się na niego, popchnął. I to wprawiło w ruch tych wszystkich ludzi. 500 uczniów zaczęło powoli chodzić wokół korytarza i tupać. Chodzić coraz szybciej i tupać coraz głośniej. Esbek zwiał. Dzwonek, koniec przerwy. Wszyscy się zatrzymaliśmy i odśpiewaliśmy "Jeszcze Polska nie zginęła".

Jacek Kurski nieprzypadkowo opowiada scenę ze szkolnego korytarza. Z każdej sytuacji – jak tłumaczy – można wyciągnąć wnioski i nauczyć się czegoś nowego. Wówczas, jako 15-latek, zaobserwował, w jaki sposób buduje się wspólnotę. Należy sięgnąć po jak najprostsze środki. Bezruch i milczenie. Ruch i rytmiczny dźwięk. Hymn.

Człowiek w biegu

Po szkole studia na Uniwersytecie Gdańskim. Kierunek – handel zagraniczny. – Ale prawdziwe życie było w podziemiu.

Działał w grupie Bogdana Borusewicza (choć przez całe lata 80. nie spotkali się – takie były prawa konspiracji). Rozrzucał ulotki, organizował manifestacje. Na jedną z demonstracji na Zaspie przygotował gigantyczny transparent "Solidarność", zszyty z 12 prześcieradeł. To za nim ciągnął wielotysięczny tłum. Gdy SB aresztowała Borusewicza, Jacek został dopuszczony do poważniejszej roboty – drukował. Kręcił korbą powielacza.

– Człowiek w biegu – na poczekaniu wymyśla slogan. – Chciałbym, żebyście tak o mnie napisali. Żeby ten portret miał takie przesłanie: człowiek w biegu.

Rzeczywiście, telefon dzwoni co pięć minut, Jacek odbiera tylko niektóre. Dzwoni żona, Monika: – Co robię? Kochanie, właśnie muszę wybrać premiera (śmiech). No to całuję.

Kaczyńscy tłumaczyli świat nocą

W maju 1988 roku, drugiego dnia strajku w gdańskiej stoczni, Jacek Kurski spakował do plecaka transparent ocalały z demonstracji na Zaspie i tramwajem pojechał do zakładu. Stocznię otaczał kordon zomowców. Z czwórką kolegów utworzyli klin. Biegiem, z rozpędu przebili się i pognali w kierunku bramy. Zdążyli. Robotnicy w
ciągnęli ich do środka. W stoczni Jacek doznał iluminacji.

– Przyznaję, że jak tak kręciłem tą korbą powielacza w stanie wojennym, to nie miałem czasu czytać tego, co drukuję. – Co innego mnie interesowało: akcja, wojna, ruch. A w stoczni w ciągu dnia się powiecuje, ale nocą nuda. I tu pojawili się bracia Kaczyńscy. Nauczyciele akademiccy, mieli naturalny dar gromadzenia wokół siebie młodzieży. Przez pięć strajkowych nocy, do rana, urządzili nam przyspieszony kurs polityczny. Ich analizy otworzyły mi oczy.

Kaczyńscy tłumaczyli młodym: sprawa polska nie jest zawieszona w próżni, jest elementem globalnej układanki. Tu jesteśmy my, tam Rosja, a tam Stany i EWG. Czerwoni dzielą się na frakcje. Co innego strategia, co innego taktyka. Jak skończymy strajk, to będzie klęska? Zależy, jak skończymy. Po co rozmowy z komuną, skoro nie chcą uznać "Solidarności"? Ale jak podpiszemy porozumienie i wyjdziemy ze stoczni, to będzie polityczny fakt. To znaczy, że uznają nas za partnera. Posuwamy sprawę do przodu, to idzie w świat. I znowu – Jaruzelski, Gorbaczow, Bush, Kohl…

– Dla mnie, 22-latka, to, co mówili Kaczyńscy, to była iluminacja. Jakbym po raz drugi stał się dorosły.

Przy stole o Okrągłym Stole

Okrągły Stół też obserwował oczami Kaczyńskich. Z nadzieją powitał kompromis: legalizację "Solidarności", półwolne wybory.

– Ale dla Kaczyńskich Okrągły Stół był tylko taktycznym zagraniem – tłumaczy dzisiaj. – Dawał możliwość licytacji w górę. Tymczasem dla Michnika, Geremka, Lityńskiego, Mazowieckiego i, jak się później okazało, również dla Wałęsy – to było strategiczne, generalne porozumienie na 15 lat.

Spieramy się chwilę: – A kto rzucił pomysł "Wasz prezydent, nasz premier"? Michnik!

– Tą propozycją tylko legitymizował komunę.

– Przecież to wykraczało poza porozumienie Okrągłego Stołu.

– Ale legitymizowało komunę, zrozumcie!

– To popychało polską sprawę do przodu.

– Idźcie wy sobie zapalić, bo i tak się nie dogadamy – proponuje gospodarz. – Na klatkę schodową, bo Monia jest uczulona na dym.

Jak Jacek zobaczył zakapiory

Po Okrągłym Stole Kurski ruszył w trasę. Pojawiał się na legalnych już spotkaniach i wiecach opozycji w całej Polsce. Jego rola: bard z gitarą. Śpiewał Kaczmarskiego, Gintrowskiego, Herberta. Płyty Kaczmarskiego, piękne wydania na płytach CD, stoją dziś na honorowym miejscu, na półce pod telewizorem.

Zaczął robić karierę w mediach. Pisał do "Tygodnika Solidarność". Nadawał korespondencje dla DPA i BBC. W 1991 roku zadzwonił prezes telewizji Marian Terlecki.

– Ty jesteś pistolet, a tu, w telewizji, czerwoni mi się okopali. Przyjeżdżajcie z Semką (Piotr, przyjaciel z podziemia, razem kręcili korbą powielacza), zróbcie normalny program.

Pojechali.

Kurski: – Wszedłem na Woronicza, na korytarzu zobaczyłem te wszystkie telewizyjne zakapiory z czasów stanu wojennego.

Warunek Terleckiego: za trzy tygodnie emisja ich pierwszego programu. Tak, na wariata, powstał "Reflex".

– Jak dziś oglądam tamte programy, to palę się ze wstydu – śmieje się Kurski. – Błąd na błędzie. W montażu, wykorzystaniu technologii, w komentarzach, których było za dużo w stosunku do newsa. Prawda jest taka, że prawica znała się wtedy na telewizji jak świnia na gwiazdach. A ja od pierwszego dnia zakochałem się w telewizji, stała się dla mnie narkotykiem.

– Dlaczego?

– Bo daje maksimum efektu przy minimalnym wysiłku. Ile osób przeczyta wasz artykuł o mnie? Przy półmilionowym nakładzie może sto tysięcy. A program w telewizji obejrzą miliony.

W kwietniu 1991 roku Jacek ożenił się z Moniką, studentką geografii. We wrześniu na świat przyszedł Zdziś.

Wcześniak! – zaznacza Kurski. – Strasznie chorował po urodzeniu. Dzisiaj to już kawał chłopa, kibicuje Lechii Gdańsk.

Zdziś z kuchni: – Chciałbym zapisać się do ultrasów, ale tata nie pozwala.

Fatalnie przeprowadzona noc

4 czerwca 1992 roku, noc teczek. Antoni Macierewicz, minister spraw wewnętrznych w rządzie Jana Olszewskiego, przedstawia posłom listę domniemanych agentów wśród parlamentarzystów i najważniejszych osób w państwie. Z sejmowej trybuny pada oskarżenie Lecha Wałęsy. To przyspiesza narastający kryzys polityczny i upadek rządu. Na nowego premiera Wałęsa wybiera Waldemara Pawlaka z PSL. Popierają go liderzy wszystkich opozycyjnych wobec rządu Olszewskiego partii. W tym lider Kongresu Liberalno-Demokratycznego Donald Tusk.

– Była atmosfera zamachu stanu – Jacek Kurski starannie dobiera słowa. – Pojechałem do premiera Olszewskiego do URM i namówiłem go na wystąpienie telewizyjne. Poganiałem, szybciej, szybciej, bo zaraz nas odetną. W telewizji byliśmy przed godziną 23. W Telewizyjnej Agencji Informacyjnej bałagan, ludzie nie wiedzą, kogo słuchać. Zacząłem krzyczeć: natychmiast przygotować studio, premier wygłosi oświadczenie, posłuchali. Ale to przemówienie było słabiutkie. Olszewski gadał o niczym, nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego go odwołują. Ja bym pojechał ostrzej. Polityka rozlicza się nie za intencje, tylko za efekty. Fakt jest taki, że razem z Macierewiczem przeprowadzili to fatalnie.

Po zmianie rządu prezesem TVP zostaje Janusz Zaorski. Kurski jeszcze kilka miesięcy pracuje.

– Etat pozwalał przeżyć, ale był fikcją. Miałem czas na pisanie książki.