Z PAMIETNIKA DZIEWCZYNY DRESA

Z PAMIETNIKA DZIEWCZYNY DRESA

Ach ten, Zdzichu, mój Zdzichu. Romantyk z niego nieprzeciętny. Nie dalej niż tydzień temu zabrał mnie na uroczystą kolację. Jak ja lubię jadać na mieście. Atmosfera, klimat… Ostatnio próbuję ulżyć Zdzichowi, bo wiem, że ma duże wydatki. Nie chcę go dodatkowo obciążać swoją osobą. Dlatego wzięłam tylko dwa czizburgery i kolę. Ale kolacja i tak była romantyczna. Natomiast co do wydatków. Rzeczywiście ostanio Zdichu ma duże, ale ja go popieram.
Chodzi w końcu o honor i pozycję. Ale może od początku. Jeszcze niedawno Zdzichu musiał dilować sterydy. Ostatnio jednak awansował. Jestem z niego taka dumna. Sprzedaż bezpośrednia, zwana również akwizycją, nie jest przecież tym do czego Zdzichu jest stworzony. On jest stworzony do wyższych celów, jego poziom to co najmniej midlmenedżment. W końcu skończył aż sześć klas podstawówki, więc trudno żeby był na samym dole. No powiedzmy, prawie sześć. Ale świadectwa ukończenia szóstej klasy nie dostał tylko przez złośliwość dyrektora, który mścił się za jakieś drobiazgi, w stylu wybicia kilku szyb i kilku zębów bęcwałom, które nie chciały okazywać należnego Zdzichowi szacunku. Jak więc widać, Zdzichu to osoba wykształcona. Do tego, przyznać trzeba, że przykładał się do swojej pracy. Dilowanie sterydów to wcale nie jest łatwa sprawa. Konkurencja coraz większa, marże coraz mniejsze… Ale zaraz, zaraz – miało być o wydatkach. Tak więc, Zdzichu całą swoją postawą zasłużył na awans. Awansowano go w zeszły łykend na spotkaniu zarządu. Zdzichu dowiedział się o tym w poniedziałek. Od teraz stał się drag-brygadzistą. Miał rozwozić towar po sprzedawcach, pilnować, aby nie pojawiali się sprzedawcy bez stosownej licencji etc.. Stąd właśnie pojawił się problem wydatku. Jak wiadomo, aby liczyć się w organizacji trzeba czasem poczynić inwestycje. Po prostu człowiek, który już do czegoś doszedł, powinien manifestować to swoim zachowaniem oraz materialnymi atrybutami pozycji społecznej. Maniery mój Zdichu zawsze miał nienaganne. Gdy obalał wódkę zawsze dzielił się z kolegami, nigdy nie bił bez powodu (w razie konieczności zawsze starał się znaleźć jakiś powód, np "ty dłogowłosy pedale"). Również wygląd miał całkiem porządny. Wygolone karczycho już dawno schowało w swoich czeluściach część ciała, która kiedyś była szyją. Włosów Zdzichu nigdy nie miał dłuższych niż jeden milimetr. Brakowało mu niestety odpowiednio grubego łańcucha, ale problem ten rozwiązała wizyta u znajomego pasera. Problem był natomiast z samochodem. Kiedy poznałam Zdzicha, jeździł on Fiatem 125p. Piękna to była fura, wyposażona w płytę CD o działaniu antyradarowym, futerko na siedzeniach i kierownicy, przyciemniane szyby, w sportowo przedziurawiony tłumik oraz pół bagażnika cegieł, co by obniżyć zawieszenie. Godnym odnotowania faktem jest naklejenie przez Zdzicha naklejki Blaupunkt, podczas gdy modna była wtedy naklejka Pioneer. Zdzichu mówił, że podkreśla to jego nonkonformizm i niezależność. Fura była fajna, ale jak tylko Zdzichu zarobił trochę forsy na sterydach kupił VW Golfa. Ta furka też była spoko, ale nie można było nią wyjechać do Niemiec. Zdzichu mówił coś o przebitych numerach, czy jakoś tak? Nie wiem o co mu chodziło, ja tam się na samochodach nie znam. W każdym razie, wraz z awansem, Zdzichu musiał kupić coś bardziej reprezentacyjnego. W jego sytuacji oznaczało to konieczność zakupu BMW. Wziął więc bejzbola, forsę, którą trzyma w skrytce za obrazem i wyruszył poszukać odpowiedniego wózka. Tu mała dygresja: tak, ze obrazem! Mamy w domu obraz. To naprawdę wielka sztuka. Temat obrazu jest dość oryginalny – jelenie na rykowisku. Podejrzewam, że zbyt wiele innych osób nie ma dzieła o tak oryginalnej tematyce. Równie oryginalne jest jego przeznacznie. Otóż, słuchajcie, jest za nim schowek na pieniądze! Nie wiem jak mój Zdichu to wymyślił. Po prostu geniusz. No ale teraz skrytka jest pusta, bo Zdzichu wydał forsę na BMW. A z zakupem tego wozu było tak:
Zdzichu pojechał z Grubym, Solniczką i Zapalniczką do salonu samochodów importowanych. W salonie wypatrzyli całkiem fajne BMW. Niestety było trochę rozbite, więc trudno było rozpoznać, czy to beta z serii siedem, czy pięć, ale oprócz tego wyglądało OK. Poza tym, można było dowolnie wybrać kolor, gdyż stary lakier i tak był spalony. Zdzichu, nie zastanawiając się długo, kupił furę. Miał niestety trochę przejść u mechanika. Pierwszy cymbał upierał się, że to nie beta, tylko VW Passat. Głąb jeden. Pokazywał coś w dowodzie rejestracyjnym i upierał się, że "tak tam właśnie jest napisane".
Niestety, Zdzichu od czasu ukończenia szóstej klasy podstawówki nie miał okazji zbyt często czytać. Właściwie, nie miał nigdy takiej okazji. Dlatego też, odcyfrowanie napisu znacznie przekraczało jego siły. Wkurzył się więc, krzyknął "<<pisze>>, a nie <<jest napisane>>!" i wyjechał mechanikowi z bańki. Następnie, pojechał szukać nowego specjalisty. Ziomale poradzili mu pana Józka. Pan Józek rzeczywiście nie robił żadnych problemów. Niestety dość trudno się z nim rozmawiało, gdyż zwykle był zbyt pijany aby podnieść się z ziemi. Samochód zrobił w tydzień. Zdzicha to jednak nie ucieszyło, gdyż pan Józek zdecydowanie spaprał robotę. Pod podłogą założył zwykłe świetlówki, podczas gdy Zdzichu wyraźnie prosił o dające ciekawsze światło zimne katody. W samochodzie były tylko 22 głośniki, choć w zamówieniu była mowa o 24. Co gorsza, z dużym niesmakiem zauważył, że brak jest w bagażniku tuby basowej. Nie lepiej było we wnętrzu. Tapicerka była w kolorze Diskokanarek żółc, a przecież Zdichu wyraźnie prosił o Dresżarówa żółć. Na lusterku wisiała zwykła płyta CD, a przecież Zdzichu chciał płytkę z modnej serii "black", z czarnym spodem. Zdzicha zaniepokoiła też inna sprawa:
samochód zostawiał osiem śladów. Zdzichu dość długo zastanawiał się nad tym fenomenem. Zapytał kolegów. Oni też nie wiedzieli, jak to możliwe. W jednym byli jednak zgodni: normalny samochód powinien zostawiać cztery ślady!
Przynajmniej, tak dotąd zawsze było. Zdzichu pojechał więc z reklamacją. 
Mój
ten kochany Zdzichu posiadł zaawansowane techniki negocjacyjne, połączone z opanowaniem sztuki prezentacji multimedialnych. Po prostu kocham jak krzyczy "zabiję cię, zgwałcę twoją matkę", wyma***ąc jednocześnie swym bejzbolem. W przypadku pana Józka nie zadziałało to jednak, a to z tej prostej przyczyny, że był zbyt pijany żeby się przejąć. Zdzichu już miał posłużyć się swym bejzbolem, kiedy uświadomił sobie, że mechanik z mózgiem wypływającym przez uszy nie będzie zbyt przydatny. Sfrustrowany Zdzichu udał się więc do swego mentora – Wujka Ciolo. Musicie wiedzieć, że Wujek Ciolo to wielka postać.
Był prekursorem dresiarstwa. Gdy większość żuli biegała jeszcze w niepranych od lat garniturach, on, na indywidualne zamówienie, sprowadził z Turcji pierwszą w mieście podróbę dresów Adidasa. Dresy te były pięknie błyszczące, a co ważniejsze miały te klasyczne trzy paski, które weszły już do kanonów lokalnej mody. To Wujek Ciolo w naszym miasteczku pierwszy sięgnął po sterydy. Jego pozycję ugruntowało założenie pierwszej w mieście siłki. To on wreszcie pierwszy zawiesił płytę CD na lusterku własnej fury. Jednym zdaniem, Wujek Ciolo to postać wręcz legendarna. Co prawda trudno się z nim rozmawia, gdyż resztki mózgu podziurawione ma sterydami i wódką, ale przecież nie wypomina się ran kombatantom. Gdy pojawił się problem z panem Józkiem, zaraz powiedziałam Zdzichowi: weź pod pachę skromny prezent (skrzynkę wódki) i idź po radę. Wujek Ciolo, obaliwszy na raz ca
łą skrzynkę zakrzyknął "co ty k* wiesz o zastraszaniu?!" i kazał się wieźć do pana Józka. Do warsztatu wpadli obaj z bejzbolami. Pan Józek spojrzał na nich szklistym wzrokiem i wrócił do swojej roboty. "Mówiłem, że nie zadziała" – zmartwił się Zdzichu. "Patrz i ucz się" – odpał Wujek Ciolo. "Ty" – krzyknął do Pana Józka – "to twoja wódka?". Mówiąc to, od niechcenia trącił butelkę bejzbolem. Ta rozbiła się o ziemię. Zdzichu już miał powiedzieć, że bić ludzi to jedna sprawa, a bić butelki wódki to zupełnie inna, że tak nie wypada etc.. Myśli jego odwróciła jednak gwałtowna reakcja pana Józka.
Podbiegł on do rozbitej butelki. Padł przed szczątkami i zaczął kwilić, powtarzając "to była zupełnie niewinna butelka, przecież nic wam nie zrobiła, czego ode mnie chcecie dranie?". Zdzicho i Wujek Ciolo postraszyli pana Józka, że albo zrobi betę jak należy, albo rozbiją mu wszystkie wódki, jakie ten posiada. Pan Józek, jak tylko otrząsnął się z głębokiego szoku wywołanego tą straszną wizją, szybko zgodził się na współpracę. I dobrze, bo dzięki temu mamy bardzo ładną betę. Pan Józek dorzucił na dodatek gratisowy podwójny wydech z końcówkami wielkości pięści. Coś pięknego. Wszystkie sąsiadki zazdroszczą mi, że mam takiego obrotnego męża. Mogłabym go wychwalać godzinami. Ale teraz już muszę kończyć, bo Zdzichu stoi w drzwiach w odświętnych adidasach i sweterku w serek. Dziś jest niedziela, więc jedziemy do kościoła. Nie chciałabym się spóźnić. W końcu oboje ze Zdzichem jesteśmy dobrymi katolikami.