Do f cipek

Spotyka sie po latach dwoch kumpli z podstawowki. Jeden ubrany w
plaszcz, drogi garnitur, komorka, teczka, zloty Rolex na nadgarstku,
kluczyki od Volvo w reku. Drugi w pocerowanym plaszczyku po starszym
bracie, butu dziurawe, noszone od kilku lat, potargany, blady,
nieogolony, smutny.

Witaja sie i ten biedny mowi:
– No, widze, ze ci sie poszczescilo w zyciu. Nie to co mnie – bezrobotny
jestem, biedny i zalamany.
– Nie martw sie! Ja tez bylem bezrobotny, ale sie odbilem od dna.
– Naprawde? Jak?
– No, wzialem sprawy w swoje rece i wymyslilem taki jeden produkt,
sprzedalem patent i teraz mam udzial w zyskach, a kupa ludzi ten produkt
kupuje.
– A co wynalazles?
– Aaa, niewazne! Nic wielkiego…
– No powiedz!
– No dobrze, ale sie nie smiej – wynalazlem masc do smarowania czlonka o
smaku banana. Teraz wszyscy to kupuja – faceci, kobiety, no po prostu
szal ogolnoswiatowy!

Spotykaja sie obaj po paru miesiacach. Tym razem ten biedniejszy kolega
jest tez w eleganckim plaszczu, graniturze, obok drepcze asystentka, za
nim dwoch goryli.
– No stary! – mowi drugi – Pare miesiecy temu byles biedny, ale widze,
ze jak sie od dna odbiles, to lepiej ode mnie! Co sie stalo?
  – A widziasz, zainspirowales mnie, ze trzeba brac sprawy w swoje rece i
jak tez tak zrobilem.
– No i jak sie wzbogaciles?
– A wiesz, tez cos wynalazlem i sprzedalem patent i mam udzialy w
zyskach. Chyba caly swiat to kupuje!
– A co wynalazles?
– Aaa, nic wielkiego…
– No powiedz!
– No, zainspirowales mnie tym swoim pomyslem na masc. I ja tez
wymyslilem masc. Tyle ze ja wymyslilem masc do smarowania banana o smaku czlonka…