Atak deszczu.

Data i miejsce akcji:
Łódź, 09.05.2007, Moja praca i gdzieśtamwmieście.

Osoby:
Ja Żona i Teściowa.

Wstęp:
Żona poszła do lekarza, zabrała ze sobą swoją Mamę. Po wizycie u lekarza miały sobie pójść pochodzić po sklepach. Wizyta u lekarza była na godzinę 14.

 

Akcja:

14:15 – Telefon od Żonki: Już wyszłam od lekarza. Jest OK. Jest duża poprawa. Dostałam jeszcze jakieś leki i wizyte mam za miesiąc. Idziemy teraz z Mamą spacerkiem tuitam… No to miłej pracy.
14:30 – Piszę SMS'a: Jak się uwiniecie do 15 z groszkami to mogę po Was podjechać i zabrać do domu.
14:40 – SMS od Żony: Spokojnie nie ma potrzeby, wrócimy sobie same. Jedź sobie spokojnie do domu.
14:45 – Piszę drugiego SMS'a: Jak uważasz, ale i tak na wszelki wypadek zadzwonie jak już będę na parkingu – może się rozmyślicie.
14:50 – SMS od Żony: Jak uważasz.
14:57 – (3 minuty do wyjścia z pracy) Telefon od Żony: (w tle duży hałas, Żona prawie krzyczy do telefonu) Gdzie jesteś? Wyszedłeś już? Możesz przyjechać? Bo straszie pada i grzmi. Z triumfem odpowiadam: OK za trzy minuty wychodzę…
15:00 – Ubieram się i lecę na parking. Na zewnątrz tak wieje, że parasolka wytrzymuje pierwsze 30 sekund, następnie na moich oczach gną się druty.Wsiadam do samochodu. Przestaje padać. Po drodze nawet już nie potrzebuję wycieraczek.

15:05 – Po 5 minutach kobitki wsiadają do samochodu. Udaje mi się usłyszeć: Mój kochany zięciu…