Niby fajnie, ale do dupy…

No bo z jednej strony fajnie – jakaś w końcu impreza w Łodzi, Ale tak naprawdę byliśmy tam dzisiaj w czasie około 17 – 19. Nic się nie działo. Kompletnie nic. Oprócz kilku straganów (60% to tandeta, reszta obleci) to nie było nic. Tylko pełno ludzi. Zwykłe tłumy i syf na Piotrkowskiej. Smród z bram. Szczyna wymieszana z zapachem wietnamskiego żarcia. Ludzi było pełno, dzięki temu nie było nawet gdzie usiąść, zeby się w spokoju piwka napić. Efekt tego był taki, ze żeśmy kupili sobie buteleczkę wina i pojechaliśmy do domu. Niestety w tzw. międzyczasie Żonka się źle poczuła źle i wino stoi sobie nieotwarte… Zaczeka na lepsza sytuację. 

 

Generalnie podsumowując Święto Łodzi to prawie jak Impreza. Jak wiadomo "prawie" robi wielką różnicę…