Burza gradowa nad Łodzią.

Dzisiaj nad Łodzią przeszła potężna burza gradowa. Padal grad wielkości włoskich orzechów.

Jak napisała łódzka Gazeta:

To było pół godziny horroru – mówią łodzianie. Takiej burzy z gradobiciem nie było w mieście od kilkunastu lat!

A ja akurat byłem na uczelni. Siedzielismy na wykładzie, było gorąco, zza otwartych okien zaczął się donosić hałas jakby ktoś zaczął  rzucać kamieniami. Po chwili hałas zaczął się nasilać, więc wszyscy poderwaliśmy się i podbiegliśmy do okien. Po chwili zobaczyliśmy, ze grad sypie jak sinieg na gwiazdkę, więc zamknęliśmy okna.

Tak to wyglądało:

Po paru chwilach się troszkę uspokoiło, niemniej jednak zaczęło niesamowicie lać. Po paru minutach prowadząca wykład stwierdziła, że nie ma sensu siedzieć dalej w tej sali i puściła nas do domu.

Wyszedłem z budynku do "patio", a nastepnie  na ulicę:
 

Zanim dobiegłem do samochodu to wyglądalem, jakby mnie ktoś w ubraniu wyciągnął z wanny w pełnym ubraniu. Wsiadlem do samochodu, wylałem wodę z butów i pojechałem do domu. Ulice wyglądały tak:

 
 

Po drodze mało nie utknąłem w jeziorach, które się tworzyły po drodze. Ale jakoś się udało. Tak czy inaczej czegoś takiego jeszcze nie widziałem.