Kolejna Randka

Jakoś tak nie składało się, żeby to opisać a sprawa dosyć istotna moim zdaniem…

We wtorek Żona wysłała mi SMS’a z propozycją, żebyśmy sobie jakoś upzyjemnili popołudnie. Zaproponowała mi jakiś obiadek i jakiś deser w knajpie. Dwa razy nie trzeba było mi powtarzać. Tym razem to Ona zapraszała mnie. Mając w pamięci niedawne nasze wypady: na lody i na randkę oczywiście przystałem na propozycję z dużą chęcią.

Pojechałem po Nią, a później pojechaliśmy do Manufaktury, która obecnie pełni w Łodzi rolę miejskiego rynku, którego do tej pory w praktyce w Łodzi nie było. Piotrkowska sobie umiera powolną śmiercią. Winę za to moim zdaniem ponoszą i Ci co rządzą naszym miastem i Ci co mają interesy tam. Przede wszystkim jest brudno i nieciekawie.

Więc pojechaliśy sobie tam. Zrobiliśmy mały rajd po sklepach, udało mi się kupić buty na ślub Brata. Nareszcie znalazłem buty, które pasowały na moją małą stopę. Póxniej poszliśmy na Rynek w poszukiwaniu knajpy w której moglibyśmy się posilić i spędzić miło czas na świeżym powietrzu. Nasz wybór padł na Costa del Mar. Postanowiliśmy zakosztować kuchni hiszpańskiej, której do tej pory praktycznie nie jadaliśmy. Wybór restauracji okazał sie nad wyraz trafny. Na przystawkę wzięliśmy Gazpacho (to ja jako amator pikantych potraw) i Sałatkę Caprese (co prawda mało hiszpańskie to danie, ale Żona dostaje szczękościsku na widok tej sałatki a jej soki trawienne dostają ogromnego przyspieszenia). Jako danie główne zdecydowaliśmy się obydwoje na Paella’e ja z owocami morzasalami i kurczakiem, a Żona jako że nie lubi jak jedzenie się na nią patrzy – z kurczakiem, pomidorami i mozarellą. Jeszcze po tym wszystkim udało nam się zmieścić deser: Żona Creme brulée a ja sałatkę z liczi.

Oczywiście cały obiadek popijałem sobie piwkiem dzięki temu, ze Żonka zaoferowała się, ze poprowadzi w drodze do domu.

Ech… Super było – żeby tylko były pieniądze i czas na więcej takich wypadów, bo chęci na pewno się znajdą…