Dobry początek dnia…

Czyli jest tak sobie…

Zaczęło się od tego, ze nie słyszałem jak dzwoni budzik. Opowiedziała mi o tym dopiero Żona… Podobno dzwonił 10 minut. Nawet nie drgnąłem. Po 10 minutach Żona sama wyłączyłą budzik… Włączyła tzw drzemkę. Dzięki temu budzik dzwonił co 5 minut. Pierwszy raz usłyszaem go po pół godzinie takiego stanu rzeczy. Klapnąłem go ręką i przewróciłem się na drugi bok. Później jeszcze tak 3 razy…

Tak już mam, że czasami śpię tak, że nic mnie nie rusza. Często nad ranem dowiaduję sie od Żony że była straszna burza i bardzo waliły pioruny – tak bardzo, ze ona 3/4 nocy nie spała… Wierzę jej na słowo. Zastanawiam się jak to będzie z tym moim snem czujnym inaczej jak przybędzie nam dziecko…

Ale na razie udało mi się wstać. Spojrzenie na zegarek. Godzina nie napawająca optymizmem.

Później szybki prysznic, majtki na dupe, koszula i do roboty ! ! !

Ale nie tak prędko…

Najpierw czekanie na windę. Już słyszę, że jedzie, już słyszę dzwoneczek obwieszczający zatrzymanie się jej na piętrze… Tylko nie na moim. Zanim dotrze na 9 piętro mija ogronmna ilość czasu. Ale w końcu wsiadam. Zadowolony. Jadę sobie spokojnie aż tu nagle 6 piętro i przystanek… Nikt nie wsiada. Modlę się tylko, żeby nie szarpnął za drzwi zewnętrzne w momencie jak wewnętrzne będą dosunięte na milimetrze przed stanem całkowitego zamknięcia. wtedy rozpocznie się proces pnownego otwierania, wsiadanie, kolejne cenne sekundy stracone… Ale nie. Udaje się całkowicie zamknąć drzwi. Słyszę zaskakującą blokadę. Winda rusza i jedzie aż na piąte piętra… Staje – do środka wsiada jedna z sąsiadek. Całe szczeście, ze wsiadanie idzie jej zdecydowanie sprawnie (mimo widocznego wieku) i winda dosyć szybko rusza z powrotem. Tym razem udaje nam się bez postojów dojechać na parter.

Wsiadłem w swojego pędziwiatra. Jadę do pracy. Oczywiście nie może być lekko łatwo i przyjemnie. Aleja Politechniki między Wróblewskiego a Radwańską. Dostępne tylko dwa pasy. Autobus MPK (bez numeru) jedzie sobie lewym pasem i bus robiący konkurencję dla PKS spokojnie prawym pasem. na równi z autobusem. i jadą sobie na spacer… Nie ma szans, żeby ich wyprzedzić.

Na szczęście udaje mi się dotrzeć do pracy. Jestem 10 minut przed czasem, ale jak na mnie to prawie jak spóźnienie.

Wszedłem sobie do pokoju. Usiadłem. Windows się łąduje. Wymiana zdań z kolegą: Jak minął weekend itepe itede.

Nagle zastanawia mnie co tak huczy. Hałas dobiega od serwerowni.

Serwerownia to wydzielony kawał naszego pokoju ogrodzony szybami. Taki pokój w pokoju. Jakieś 15 metrów kwadratowych.Tam stoi to co najważniejsze dla działania firmy…

Dotykam szyby – ciepła. Już wiedziałem co się dzieje. Ale wolałem się upewnić. Wszedłem do środka. Na dzien dobry mnie odrzuciła temperatura. Wewnąrz było 45 stopni. Klima przestała działać. Zakładam, ze przestała działać niedawno bo było tylko 45 stopni… Gdyby klima nawaliła na przykład wczoraj to dzisiaj pewnie by było 60…

Alarm temperaturowy oczywiście nie zadziałał.

Pewnie będzie dzisiaj awantura…

Całę szczęście, że sprzętowi się nic nie stało.