Wizyta na komendzie.

Wczoraj poszedłem na komendę w związku z tym., że ukradli mi tablice rejestracyjne…

Najpierw pojechałem tramwajem zwalniając się z pracy. Na komendzie spędiłem około 90 sekund. Oficer dyżurny powiedział mi, żebym przyszedł później bo teraz nie ma mnie kto obsłużyć… No chyba, ze mam cierpliwość czekać 3 do 5 godzin… Dzięki temu udało mi się obrócić w obydwie strony na jednym bilecie…

Po pracy zrobiłem drugie podejście.

O dziwo czekałem tylko jakieś 10 minut. Po tym czasie wyszedł do mnie policjant zapraszając do pokoiku na piętrze.

Policjant był bardzo miły i uczynny. Nie mogę powiedzieć złego słowa o nim. Tym bardziej, że mieli młyn na komandzie i jak mi się sam zwierzył, od samego rana nie miał jeszcze czasu na zjedzenie kanapki. Całe zeznania trwały może z 15 minut.

Na dole przy dyżurce spotkałem właścicielkę Subaru, który został uszkodzony w sobotnio niedzielnej balandze. Okazało się, ze jej też ukradli tablice. Współczuje, bo mają dwie szkody na samochodzie w trakcie praktycznie niecałego tygodnia.

Teraz tylko czeka mnie wizyta w Wydziale Komunikacji i odstanie swojego w kolejce…