Witam po dłuższej przerwie,
Mam nadzieję, ze jeszcze niektórzy spośród moich czytelników wierzyli, ze powrócę i się nie zawiedli.
Przestałem chwilowo pisać, bo po pierwsze urodziło mi się dzieciątko. Z jednej strony było to wydarzenie, o którym chciałoby się krzyczeć na całe gardło, zeby oznajmić całemu światu. Z drugiej strony było to tak intymne i prywatne przezycie, ze postanowiłem zostawić to tylko sobie.
Później przy dziecku było na tyle dużo pracy że nie miałem za bardzo kiedy pisać.
Teraz powoli wszystko się klaruje. W zasadzie już jest wyklarowane. Jest rewelacyjnie – jesteśmy sobie razem we trójkę – Ja, Żonka i Krzyś.
Ale tak czy inaczej postaram sie przynajmniej w skrócie podać co się działo.
7 kwietnia wstawałem jak zwykle rano do pracy. Żonka już nie spała. Powiedziała mi, że boli ją brzuch, że pół nocy nie spała. Zapytałem się, czy myśli, ze to już, a Ona odpowiedziała, ze sama nie wie. Zadecydowałem więc, ze ja normalnie pojadę do pracy, a Ona zadzwoni na konsultację do swojej lekarki. W razie czego jestem w stanie dojechać do domu z pracy w jakieś 15 minut, więc nie było tragedii.
W pracy siedziałem jak na szpilkach, bo wiedziałem że to już. Po prostu to czułem. Dopełniłem wszelkich formalności, żeby móc spokojnie sobie wyjść i pojechałem do domu. W międzyczasie Żonka skontaktowała się z lekarką, a ta powiedziała, że mamy jechać do szpitala. Oczywiście nie obyło się bez zgrzytów, bo okazało się, że w szpitalu, który sobie wybraliśmy nie ma wolnych miejsc. Już Żonka miała Być odsyłana od innego szpitala (karetką bo jej stan był mocno zaawansowany), jednak w ostatniej chwili znalazło się miejsce.
Na porodówce wylądowaliśmy o godzinie 11 rano. Krzyś przyszedł na świat o 14:30. To była piękna chwila
Nie rozumiem tylko tych historii o tym jak faceci przy tym wszystkim mdleją. Dlaczego miałbym zemdleć, skoro to mnie nie boli ??? A tak na zupełnie poważnie to byłą jedna z najcudowniejszych chwil w moim życiu. Nie miałem najmniejszych problemów z utrzymaniem przytomności. Jedyny problem to miałem ostrym widzeniem bo walczyłem z łzami zalewającymi mi oczy ze szczęścia i nie mogłem wydusić z siebie głosu, bo w gardle ze wzruszenia rosła mi wielka klucha.
3,440Kg i 55 cm 10 punktów Apgar
Po mierzeniu, ważeniu i innych takich w końcu mogliśmy wpaść w swoje objęcia.
Jeszcze tego samego dnia zgodnie z przepisami i tradycją pępek został dokładnie odkażony. Może nawet zbyt dokładnie. Całe szczęście, że na drugi dzień miałem kierowcę, bo inaczej mogłoby nie Być dobrze. Na szczęście byłem na tyle odpowiedzialny, ze spokojnie mogłęm stanąć na wysokości zadania:
Krzyś od samego początku był bardzo ruchliwy i aktywny:
Moje dwa kochane skarby wyszły na trzeci dzień ze szpitala.
Cudowne jest uczucie, kiedy się przywozi Żonę z synkiem do domu. Wejść do pustego mieszkania, czystego, pachnącego i czekającego na dzieciątko. Mały poszedł od razu spać. Zresztą to były pierwsze jego dni i często spał.
Mnie udało się załatwić długi urlop poskładany z zeszłorocznych zaległości i bieżącego urlopu – cały miesiąc byłem w domu. Dzięki temu cały pierwszy miesiąc życia Krzysia spędziliśmy we trójkę. To było fantastyczne przeżycie i jestem z tego ogromnie zadowolony. Dzięki temu Żonka spokojnie mogła dojść do siebie, a ja zbliżyłem się do Krzysia chyba ze wzajemnością. Nie powiem, że było czy jest lekko, ale zawsze mogło Być gorzej. Poza tym wspólne spacery to były piękne chwile.
Dzisiaj Krzyś to już kawał chłopa. Ma już skończone 5 miesięcy, waży już konkretnie i jest wesołym chłopakiem. Pozwala nam się wyspać praktycznie całą noc więc można powiedzieć, że oprócz samego startu to nie możemy powiedzieć, że wiemy co to znaczy nieprzespane noce. Teraz jada już kaszki i zupki. W zupkach odkrywa całą radość jedzenia.
A spacery w dalszym ciągu sprawiaja nam przyjemność, jednak teraz wypuszczamy sie w coraz to dalsze rejony:
Mam nadzieję, że teraz uda mi się częściej pisać.