Jest lepiej.

Krzyś dochodzi do Siebie. W piątek musieliśmy wezwać lekarza, bo całą noc kasłał. Przyszedł pan doktor i o mały włos na dzień dobry nie wywaliłem go z hukiem. Tak mnie wkurzył, że wiele mnie kosztowało to, żeby się powstrzymać przed interwencją. Bo na nasze stwierdzenie, że dwa razy w nocy mały miał godzinne napady duszącego kaszlu, zamiast coś konstruktywnego powiedzieć, to zaczął z wyrzutem egzaminować Żonkę co ona w takim razie zrobiła, żeby pomóc dziecku. Poczułem się jak na odpytywance u wrednej pani profesor z liceum (fizyka???). Naprawdę wiele mnie kosztowało powstrzymanie się od wywalenia faceta. Potraktował Żonkę jak wyrodną matkę, która olewa swoje dziecko i pozwala mu się zakasłać na śmierć.

Na szczęście jakoś szybko wybrnął z sytuacji i atmosfera się oczyściła. Do tego stopnia, że później żeśmy się wbili na całkiem ciekawą dyskusję i całkiem miło się rozmawiało.

Teraz Krzyś już prawie nie kaszle w nocy. Nawet ładnie przesypia, tylko żeby go już ten katar nie męczył…
Musi się wykurować, bo w niedzielę chrzciny.