A był on intensywny.
Najpierw w sobotę świętowaliśmy podwójne imieniny. Krzycha i Żonki. Był grill, rodzinka sie spotkała, było miło i przyjemnie mimo, ze nad nami przez całą sobotę wisiało widmo załamania pogody. A jak wiadomo w przypadku ogrodowego grillowania ma to kluczowy wpływ na jakość imprezy 🙂
Na szczęście nic nie spadło, jedynie zrobiło się chłodniej niż było, ale to nas nie zniechęciło.
Krzyś dostał piękny rowerek w prezencie.
Od razu mi się to kojarzy nieodłącznie z piosenką Pawła Kukiza.
Na niedzielę mieliśmy ambitny plan. Pojedziemy sobie do Manufaktury, zobaczymy co tam słychać na wielkich wyprzedażach, które miały być w ten weekend. Niektóre miały być nawet do 70%. A jak Krzyś by był tak miły i sobie usnął to pójdziemy sobie gdzieś na obiadek, tak z okazji imienin.
Niestety Krzych nie dał nam szans. Najpierw usnął dopiero o 14, a później spał jedynie godzinę, więc nie było nam dane zjeść obiadu, ani w spokoju posiedzieć. Generalnie dzięki temu wszystkiemu niedziele spędziliśmy bez obiadu.
Na wieczór zrobiłem Żonce ciasto imieninowe do pracy.
Poszliśmy spać po 1 w nocy, ale na szczęście Krzychu jakoś dał pospać, więc nie było tragedii, aczkolwiek wstać się nie chciało.