I po weekendzie.

Kolejny, ale ten był dosyć ważny. Ważny, bo w końcu wrócili moi Rodzice i mogłem się z powrotem wprowadzić do siebie do domu. Cudne to uczucie, ale zacznijmy od początku.

W piątek po pracy wróciłem rowerem do domu. Droga mi zajęła krócej niż bym jechał samochodem. Szok no nie ??? Tym bardziej, że moje tempo jest. wolne. Podlałem ogród, wypuściłem psa i pojechałem na obiad do Teściów. Tam oglądaliśmy końcówkę etapu Tour de Pologne z Krościenka do Zakopanego – czyli przebiegającego przez nasze ukochane okolice (przede wszystkim Bukowine Tatrzańską). Niesamowitym jest to, ze Ci kolarze potrafią jechać z prędkością ca. 90 km/h. Znam takich, dla których taka prędkość jest nieosiągalna w samochodzie, a co dopiero na rowerze. Później poszliśmy do domu moich rodziców, żeby dokończyć podlewanie ogródka,

Podlewanie

dać psu jeść i zabrać rowerek, na którym wróciliśmy do domu. Krzyś był wniebowzięty tym, że tyle pobył z Tatą. Ciężko było go uśpić, bo tak był pobudzony. W końcu udało mu się usnąć.

Zasypianie z figurami.Zasypianie z figurami.Zasypianie z figurami.

W sumie parę ważnych rzeczy zaczęło sie poprawiać. Zobaczymy jak to będzie, ale jestem dobrej myśli. Niestety musiałem wrócić do Rodziców i pilnować włości.

W sobotę oczywiście znów zaspałem. Nie wiem jak się stało, ale znów chyba wyłączyłem budzik przez sen, albo go po prostu nie słyszałem. Popędziłem do siebie do domu, bo musiałem zająć się Krzysiem, bo Żonka szła do pracy. Poranek był wesoły, zaczęliśmy od śniadania – rogalik z nutellą, który spowodował takie oto rzeczy:

Zabawy z NutellaZabawy z NutellaZabawy z Nutella

Krzyś nauczył się jednej rzeczy – jeśli ktoś do niego podchodzi z aparatem to trzeba pozować i robić dziwne miny 🙂

Później sie troszkę wygłupialiśmy:

Kolarz (?)

Aż w końcu poszliśmy na spacer. Krzyś od razu przyciął komara, więc Tata znów wzorem poprzedniego tygodnia mógł sobie posiedzieć w parku i pokontemplować piękno otaczającej przyrody.

Później wróciła Żonka, i jakoś tak sobie razem spędziliśmy dzień.

Miała z Krzychem wrócić na noc do nas do domu, ale mały zrobił nam niespodziankę i zasnął u dziadków, w związku z czym musieliśmy go tam zostawić i siłą rzeczy Żonka też została ze mną.

Rano rodzice wrócili, było wspólne śniadanko, potem My się zmyliśmy do Kościoła razem z Krzychem. Byliśmy umówieni z koleżanką, która ma synka starszego od Krzycha o 7 dni :-). ale niestety chłopaki się pospali, więc spotkanie nie doszło do skutku. Wróciliśmy więc do rodziców, wypiliśmy (zjedliśmy?) mrożoną kawę, a w zasadzie kawę z lodami, potem z Żonką przyrządziliśmy obiad – kotlety z karczku duszone w warzywach.

Po obiedzie pojechaliśmy do Żonki rodziny, tam Krzych zrobił furorę, jako bardzo pogodne, żywotne i uśmiechnięte dziecko. Niby fajnie, tylko dlaczego z tego właśnie powodu my – rodzice z takiej wizyty wracamy zmęczeni jak z wykopek ??? Pewnie z powodu tego, ze dziecko jest takie żywotne (sic!).

Wróciliśmy mocno zmęczeni, jednak Krzyś też był padnięty. Usypianie go nie było trudne. Na efekty nie trzeba było długo czekać 🙂

Foto(547)Foto(546)

Później z Żonką usiedliśmy sobie przy „Szarlotce” przed telewizorem i obejrzeliśmy „Kochaj i tańcz”. Wspólnie z Żonką stwierdziliśmy, że bardzo byśmy się wkurzyli gdybyśmy wydali pieniądze na bilet do kina. Mówiąc w skrócie – cienka historia opowiedziana z wielką pompą i fajerwerkami. Do tego spłycona do granic absurdu. Jedyna fajna rzecz to narzeczony Filmowej Hani, czyli Izy Miko.

Po takim pełnym wrażeń dniu poszliśmy spać.

Dzisiaj znów pojechałem rowerem do pracy, jednak dzisiaj mi się jakoś tak ciężko jechało. Zupełnie ciężej jak w piątek, niemniej jednak dojechałem i znów obyło się bez pomocy respiratora na miejscu.