A w weekend się troszkę działo. Ale po kolei.
W sobotę poszliśmy z Krzysiem do moich rodziców, żeby nas przygarnęli kiedy Żonka siedzi w pracy. Zrobiliśmy zakupy i wzięliśmy się za robienie Lecza metodą żywienia zbiorowego. Dlaczego tak ??? Ano dlatego, ze ilości były mocno zbiorowe.
Zauważyliśmy, że niektóre potrawy robione w dużych ilościach smakują lepiej niż by to zrobić w ilościach mikroskopijnych. Chociażby grochówka tzw wojskowa.
Ale do rzeczy. Żonka wróciła w końcu z pracy i poszliśmy do domu. Na wieczór zebraliśmy się i poszliśmy podrzucić Krzysia moim rodzicom. To był dla niego (dla nas też) wielki dzień. Pierwszy raz miał zostać sam z dziadkami na noc. Musieliśmy zrobić próbę generalną, żeby zobaczyć jak to wychodzi w praktyce i żeby Krzysia przyzwyczajać do takiej sytuacji, bo we wrześniu idziemy na wesele i Krzych będzie musiał zostać z Dziadkami.
My korzystając z okazji wypuściliśmy się na nocny podbój miasta. Najpierw poszliśmy sobie coś zjeść i wylądowaliśmy w Istambule. Jedzenie nam smakowało, a objedliśmy się nieźle.
Później, żeby jedzenie nam się poukładało w brzuchach poszliśmy sobie na spacer Piotrkowską. Ludzi było sporo. Co i rusz kursowały karetki. Okazało się, że Piotrkowska stała się centrum Kebabowym. Bo to właśnie tego typu knajpy teraz tu królują. Co prawda wyłowiliśmy jedną knajpkę do której pójdziemy następnym razem i nie jest restauracja serwująca to jedzenie tureckie.
Na koniec usiedliśmy sobie w One 21 Club. Było bardzo przyjemnie, jakoś sie w takiej konwencji odnaleźliśmy. Całkiem pokaźna karta drinków i to całkiem smacznych. Ja osobiście zaliczyłem „Bardzo wściekłą sukę” a Żonka „Zombie”. Nazwy drinków są bardzo fajne. Osobiście w głowie mi się kołatało, żeby złożyć u kelnerki takie zamówienie:
– Dla mnie „Bardzo wściekła suka„, a dla Żony „Sperma„.
Tylko chyba by mnie Moje kochanie zatłukło przy stoliku 🙂
Atrakcją pobytu tam były dwie panie lekkich obyczajów, które przyszły z trzema obcokrajowcami i zajęły stolik obok. Scena wyglądała jak żywcem wyjęta z jednego z odcinków serialu „Alternatywy 4„
Do domu wróciliśmy nocnym około pierwszej. I tu ciekawostka, na przystanku Kościuszki/Andrzeja autobusy nocne przyjeżdżają wszystkie o tej samej godzinie.
W niedzielę wstaliśmy wcześnie i poszliśmy na ósmą do Kościoła. Potem poszliśmy do rodziców po Krzysia. Okazało się, że przespał elegancko całą noc. Dziadki mieli spokojną noc. Zjedliśmy z rodzicami śniadanie, a następnie pojechaliśmy do Manufaktury, żeby Krzyś mógł się wyhasać. W sumie pobawił się trochę na placyku i poszedł spać.
Jak już usnął to postanowiliśmy to wykorzystać i poszliśmy na obiad. Wylądowaliśmy w Costa del Mar, gdzie już kiedyś bywaliśmy. Było mocno sympatycznie aczkolwiek zmieniło się tam mocno na niekorzyść, ale o tym będzie w osobnym wpisie.
W końcu jednak Krzyś sie obudził i miał wielką radochę siedząc z nami 🙂
Na zakończenie pobytu w Manufakturze kupiliśmy sobie
do domu Sangrię i pojechaliśmy. Wieczorem jak Krzyś juz poszedł spać spożyliśmy sobie ów trunek z cytrynkami i z lodem. To było dobre zwieńczenie intensywnie spędzonego weekendu.