Ładnie żarło i zdechło…

Zacznę może od początku.

W zeszłym tygodniu w Piątek obchodziliśmy swoją rocznicę ślubu. Prawie okrągłą bo piątą.

W związku z tym (i z jeszcze paroma innymi rzeczami, o których będę pisał później) wziąłem sobie dzień urlopu. Ponieważ urlop brałem nie ze względu na rocznicę, tylko na „inne rzeczy” to moja Żonka była święcie przekonana, że zapomniałem o rocznicy. Jak ogromne było jej zdziwienie, kiedy wyszła z pracy i zobaczyła, że przyjechałem po nią, żeby ją zabrać na obiad. Więc poszliśmy na obiad razem, a Krzyś w tym czasie był u moich rodziców – to była forma ich prezentu dla nas 🙂

Było bardzo miło, później wróciliśmy po Krzycha, zabraliśmy moich rodziców do nas i świętowaliśmy sobie popijając czerwone winko i zagryzając zerami i oliwkami przeróżnymi.

Nie wiadomo tylko czy to winko, czy 5 lat małżeństwa spowodowały delikatne odmóżdżenie objawiające się tak:

IMG_1402IMG_1401

W sobotę zrobiliśmy zakupy i poszliśmy do moich rodziców, bo Brat kupił sobie drzewo na zimę i trzeba było mu pomóc. Więc rąbaliśmy i popijaliśmy sobie i na tym zszedł nam prawie cały sobotni dzień, ale za to radość ze zrobienia czegoś pożytecznego była ogromna. Niestety jeszcze bardziej ogromne było zakwaszenie mięśni i rozwalenie stawów na drugi dzień. De facto pięść prawą dłonią mogłem spokojnie zacisnąć dopiero w środę.

IMG_1405IMG_1414IMG_1413

Wieczorem w domu przygotowywaliśmy jedzenie na niedzielę. A było co przygotowywać, bo w niedzielę robiliśmy przyjęcie urodzinowe. Nie ma sie co oszukiwać, ale nie mam już niespełna trzydziestu lat. Magiczne (mam nadzieję jedna z wielu) granica została przekroczona. Przyjęcie miało się odbyć właśnie z tej przyczyny i w związku z „okrągłością” miało być dosyć huczne. Skończyliśmy około drugiej w nocy. Na drugi dzień od samego rana przygotowywaliśmy resztę jedzenia. Impreza się udała i moze to dziecinne, ale dostałem rewelacyjne prezenty. z jednego z nich korzystam cały czas bo to dysk przenośny.

IMG_1421IMG_1420IMG_1419IMG_1445IMG_1444IMG_1443IMG_1430IMG_1432IMG_1437IMG_1435

Wszyscy się nieźle bawili i chyba dobrze pojedli. Wszystko skończyło sie wieczorem, a my w trójkę zostaliśmy na noc u moich rodziców, bo to tam odbywała się impreza.

No i usnąłem pisząc tą notkę. Był piątek wieczór, a jest sobota. Też wieczór. Nie ważne – tak czy inaczej dokończę.

Rano w poniedziałek wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie i ogarnęliśmy resztki po imprezie. Tzn zapakowaliśmy do zmywarki to co nie zmieściło się dzień wcześniej.

Później wzięliśmy Krzycha i poszliśmy na spacer bo on juz próbował rozmontować Dziadkom mieszkanie. Myśleliśmy, ze szybko pójdzie spać, ale go nie doceniliśmy. po godzinnym spacerze nawet nie przejawiał chęci na spanie. Poszliśmy więc na plac zabaw. Tam szalał (to jest najlepsze określenie tego co on tam robił). Zauważyłem, ze przez babcie i mamy, które tam przychodzą ze swoimi pociechami Krzyś nie będzie zbyt lubiany. PO prostu jest dużo bardziej dynamiczny, sprytny i zaradny niż pozostałe dzieci, do tego ma cechy bycia szeryfem 🙂

Po półtorej godzinie szaleństw na placyku, łącznie z pościgami za gołębiami, normalne dziecko było by od razu do ululania. Ale nie Krzych. On jeszcze stawiał opór rzez następną godzinę. Po tym wszystkim padł.Ale spał tylko półtorej godziny. Obudził się od razu jak tylko mieliśmy podawać obiad. Po obiedzie stwierdziliśmy, ze zabierzemy dziadków i pójdziemy z nimi i Krzychem na inny plac zabaw – niech chłopak korzysta maksymalnie z ostatnich pogodnych dni tego lata. Okazało się, ze cztery dorosłe osoby miały przy nim co robić.

IMG_1457IMG_1464IMG_1465IMG_1458IMG_1461IMG_1473IMG_1472IMG_1471IMG_1470IMG_1469IMG_1468IMG_1467IMG_1466IMG_1481IMG_1480IMG_1478IMG_1476IMG_1475IMG_1474IMG_1487IMG_1485IMG_1484IMG_1483IMG_1482

Potem był spacer i powrót do domu na wieczór. Na szczęście po takim dniu pełnym wrażeń Krzyś w końcu padł. Usypianie go nie trwało chyba nawet dziesięciu minut. Nie przeczuwał co go czeka we wtorek.

A we wtorek czekała na Krzysia pierwsza prawdziwa wizyta w Klubie Malucha. Pojechaliśmy tam na siedemnastą. Krzych zaskoczył mnie niesamowicie. Tak pięknie włączył się do zabawy, że było to dla mnie wielkim zdziwieniem. Niewiarygodne było to, ze był w stanie się na czymś skupić dłużej niż przez dziesięć sekund. Wyglądało to tak:

IMG_1492IMG_1491IMG_1497IMG_1496IMG_1502IMG_1503IMG_1504IMG_1498IMG_1494IMG_1510IMG_1501IMG_1507IMG_1508IMG_1519IMG_1516IMG_1518IMG_1512IMG_1517IMG_1514IMG_1511