Krok do przodu, dwa kroki do tyłu…

Wczoraj wieczorem było już nieźle. Krzyś najpierw mocno współpracował przy dawaniu leków. Do tego stopnia, ze sam podawał syropki, aplikator do gardła i do noska. Potem nawet ładnie poszedł spać. Jak co dzień obudził się kaszląc po jakiejś godzinei spania i zaczął zabierać sie do wymiotowania. Na szczęście udało nam się nie doprowadzić do wymiotów. Zaraz po tym poszedł spać i spał już ładnie do rana.

Niestety rano obudził sie z cieknącym nosem. No cholera jasna.  A wczoraj wieczorem jeszcze sie cieszyliśmy, ze z nosem mu sie poprawiło bo ładnie pił z butelki oddychając swobodnie przez nos. A rano gil do pasa.

Do tego mi wyskoczyło zimno na ustach. Zapomniałem Vratizolinu do pracy, więc czuje jak mnie boli i rośnie.

Wczoraj wieczorem przygotowywałem obiad na dzisiaj, więc nawet nie obejrzałem kolejnego odcinka Naznaczonego. Za to dzisiaj na obiad mam juz gotową zapiekankę – wystarczy tylko odgrzać.