Postawmy pomnik ofiarom tragedii w Smoleńsku.

Pewnie teraz wiele osób, którzy znają moje poglądy, uważa że mi odwaliło. Nie, nie odwaliło mi. Po prostu chciałbym wyrazić swoje (pewnie nie oryginalne) zdanie w tym temacie. Otóż jeszcze raz powtórzę. Zbudujmy pomnik ofiarom tamtej tragedii. Tylko niech to nie będzie monument, popiersie, bryła, kamień, czy inna iglica. Zbudujmy aktywny, żywy pomnik.

Praktycznie każda z osób które zginęły była człowiekiem czynu. Każdy prowadził aktywne życie czyniąc coś dobrego (każdy na swój sposób). Nawet ten słynny peron we Włoszczowej był przejawem zrobienia czegoś dobrego dla tamtej społeczności, a że koniunkturalnie i bez sensu, to już inna sprawa. Myślę że ludzie którzy zginęli nie byliby zadowoleni ze stawiania nieskończonej ilości popiersi i monumentów, upamiętniających ich tragiczną śmierć.

Zbudujmy coś z czego ci zmarli mogliby być dumni, jeśli by żyli. Niech to będzie hospicjum, dom spokojnej starości, ośrodek terapeutyczny dla dzieci niepełnosprawnych. Cokolwiek, co by dalej pokazywało innym ludziom jacy Ci zmarli byli dobrzy. Niech na polu ich śmierci wyrośnie coś dobrego. Niech nie umierają na darmo. Pokażmy, że potrafimy coś zrobić. Nikomu nic nie przyjdzie po pomniku. Tym bardziej pomniku, który będzie bardziej dzielił Polaków niż ich łączył. Pomniku, który spowoduje jeszcze nieskończoną liczbę sporów i jeszcze bardziej pogłębi podziały w społeczeństwie. A pomnik w takiej formie, którą proponuję na pewno nie będzie aż tak dzielił. Nie sądzę, żeby pomysł zbudowania czegoś dobrego, czegoś co się Polakom przysłuży, wzbudził nawet w zażartych wrogach sprzeciw. Taka wersja pomnika jest szansą na znalezienie czegoś co łączy, a nie czegoś co dzieli.

Żywy pomnik pokaże, że pamięć o tych, którzy zginęli jest równie żywa, a nie zakuta w kamieniu, czy brązie. Ludzie czynu, którzy niewątpliwie zginęli, byliby zadowoleni, że pamięć o nich została przekuta w czyn i już na zawsze będzie żywa.