Święto Cykliczne 2013 – festiwal rowerowy w Łodzi – Moje wrażenia.

Z domu wyjechałem kilka minut po godzinie jedenastej. W zasadzie nie wyjechałem, tylko wyjechaliśmy. Ja i Krzyś siedząc w foteliku mojego roweru. Ponieważ Piotrkowska jest rozkopana, pojechałem DDR wzdłuż JPII i al. Włókniarzy. Niestety Dwie choroby w przeciągu 3 ostatnich tygodni i dwa antybiotyki, wyssały ze mnie siły. Skutek był taki, że język momentami wkręcał mi się w łańcuch… Na szczęście udało się jakoś dojechać.

Na Placu Wolności byliśmy dwadzieścia minut przed czasem. Nie było tam zbyt wielu ludzi, ale z czasem plac zaczynał się zapełniać rowerami i rowerzystami. Krzyś nie mógł sie doczekać tego, kiedy w końcu ruszy ten „wyścig”. Jakie było wielkie rozczarowanie, jak Hubert Barański ogłosił że ruszamy punktualnie o 12:15. Oznaczało to dodatkowe 15 minut czekania, a dla ruchliwego pięciolatka to cała wieczność. Rozpoczęliśmy więc uważne studiowanie ruchu wskazówek zegara. Jednocześnie przemieściliśmy się w stronę startu. W końcu ruszyliśmy. Spokojnie, odpowiednim tempem. Przejazd podobny do przejazdów Masy Krytycznej. Trasa fajnie wybrana. Nawinęliśmy po drodze sporo ulic. Przebieg trasy można sobie obejrzeć tutaj: Trasa Przejazdu      

Po godzinie byliśmy na miejscu. Tam zrobione zostało wspólne zdjęcie pamiątkowe wszystkich uczestników przejazdu. Krzyś był bardzo zadowolony. Już ustaliliśmy, że na następną Masę Krytyczną, jeśli tylko pogoda pozwoli, jedzie też ze mną. Podobał mu się przejazd wśród tylu rowerów. 

Sama impreza w Parku Poniatowskiego też bardzo sympatyczna. Fajne stoiska. Zwłaszcza to z demonstracją cięcia zabezpieczeń rowerowych. Wata cukrowa i Pan Rowerski też wstrzeleni w imprezę jak należy. Serwisy stawały na wysokości zadania, a widziałem kątem oka, że ludzie przychodzili tam z problemami błahymi, ale także takimi, które zagrażały bezpieczeństwu ich rowerów. Ilość ludzi przed stanowiskami serwisów, a także znakowania rowerów mówiła dosadnie jak bardzo były one potrzebne. Świetnym pomysłem, było zorganizowanie gier i zabaw dla dzieci. Czuć było, że młodzi uczestnicy Święta Cyklicznego zostali porządnie zagospodarowani. Pani Agnieszka, która się nimi zajmowała, była ich muzą, a dzieci fantastycznie do niej lgnęły. Świadczyć może o tym dobitnie, że prawie każde dziecko chciało iść na miejsce zabaw z nią za rękę. Niestety ręce były tylko dwie :-). Super było to, że dzieci były w konkursach nagradzane w miarę po równo. Nie było najlepszych i najgorszych. Żadne dziecko więc nie odeszło ze skrzywioną miną. Super po trzykroć. I brawa dla Pani Agnieszki. 

Oddzielne brawa należą się pogodzie. Wytrzymała od rana do samego wieczora. A to głównie ona mogła być największą przeszkodą w powodzeniu imprezy. 

A teraz żeby nie było aż tak landrynkowo, to troszkę narzekania. 

Fajnie by było jakby można było nabyć koszulki Rowerowej Łodzi w pełnej rozmiarówce. Nawet w rozmiarach dla dzieci. Myślę, że chętnych by było sporo. Sam chciałem kupić sobie, ale nie ma takiej możliwości, żebym się zmieścił w rozmiar „S”. 

Oprócz tych imprez towarzyszących, które były można by było stworzyć coś na wzór szkółki rowerowej, z prelegentem/prelegentami mówiącymi o zasadach bezpieczeństwa na drodze, o przepisach itp. W zasadzie to nie jest narzekanie, tylko pomysł na przyszłość. 

Impreza powinna być odrobinę lepiej ochraniana. Sam byłem świadkiem jednego zdarzenia, które mogło się zakończyć tragicznie, oraz kilku potencjalnie niebezpiecznych zachowań uczestników imprezy. 
Odnośnie ochrony napiszę to co mi siedzi na żołądku. Kiedy Pani Agnieszka zebrała grupę dzieci, żeby z nimi pójść i prowadzić zabawy na terenie parku, na przeciwko tej grupy jechała dwójka osób na tandemie. Z daleka dzwonili, ale dzieci raczej nie wiedziały o co chodzi i nie ustąpili rowerowi. Tandem zamiast zwolnić i zahamować przed grupą dzieci, po prostu w nią wjechał. Potrącili dziewczynkę, i przewrócili się z rowerem na inne dzieci. O mały włos nie doszło do poważnego wypadku. Skoczyło się na szczęście na siniakach otarciach i wielkim strachu dzieci. Na zwrócoą uwagę, chłopak tłumaczył się tym, że przecież dzwonił, a tandem to nie zwykły rower i nie da sie go zatrzymać w miejscu. To według niego miało usprawiedliwić wjechanie rowerem w grupę dzieci. Nie ma się co dziwić że później w prasie papierowej i elektronicznej mozna czytać o tym jakimi półgłówkami są rowerzyści i jak bardzo są niebezpieczni. A teraz najsmutniejszy fragment tej historii. Niestety ów człowiek byl członkiem ekipy stawiającej boisko do rozgrywek Bike Polo. W oczach wielu ludzi byl pewnie utożsamiany z ekipą organizującą Święto Cykliczne. Na pewno nie wystawił dobrej laurki. 

Ale nie ma co za bardzo narzekać. Na pewno plusów było więcej niż minusów. Dla mnie najważniejszą rzeczą było to, ze mój syn był bardzo ze wszystkiego zadowolony. A to całkiem niezły miernik jakości imprezy. Do zobaczenia w przyszłym roku.

 

 

A tak było: