Nasz sześcioletnie dziecko w szkole.

Pozwolę sobie zabrać w tym temacie głos, jako osoba, która doświadczyła tego tematu empirycznie. 

W zeszłym roku zostaliśmy zmuszeni przez Państwo Polskie do posłania naszego sześcioletniego syna do szkoły. Niestety Krzysztof urodził się w pierwszej połowie roku, więc do szkoły miał obowiązek pójść. jego koleżanki i koledzy z przedszkola, którzy się urodzili kilka miesięcy po nim, nie mieli już takiego obowiązki, mieli wybór.
Do końca liczyliśmy na to, że wzorem lat ubiegłym, w ostatniej chwili ministerstwo odwoło obowiązkowy nabór. Jednak tak się nie stało. Wiele ludzi wokół namawiało nas na to, żeby zaprowadzić syna do poradni psychopedagogicznej, w celu uzyskania dla niego odroczenia. Na nasz argument, ze przecież on jest na tyle zdolny, rozgarnięty i rozwinięty, że chyba raczej nie da rady dostać takiego odroczenia, uzyskiwaliśmy odpowiedź:
– Jak „odpowienio zakombinujecie” to się wszystko da.
Postanowiliśmy jednak nie „kombinować”, moim argumentem ku temu było to, że nie chciałem już na szkolnym starcie synowi „smarkać w papiery”.
Krzyś poszedł do podstawówki do której obydwoje z Żoną chodziliśmy. Nawet niektórzy nauczyciele pozostali Ci sami, chociaż szkoła przeżyła organizacyjnie ogromną metamorfozę.
Na początku byliśmy pełni obaw. Tym bardziej, ze Krzyś poszedł do klasy wymieszanej jeśli chodzi o wiek. 15 siedmiolatków i 11 sześciolatków. Już w ciągu kilku pierwszych tygodni szkoły okazało się, że Krzyś sie bardzo dobrze odnajduje w szkole. Była chwalony za zdolność komunikacji, za kulturę osobistą, chęci do nauki, a także same postepy w nauce. Problemem było to, że trzeba niestety odrabiać prace domowe. No i tęsknota za beztroską zabaw w przedszkolu. Jednak to troszkę udało się naprawić za sprawą tego, ze Krzyś chodzi na świetlicę. Tam ma pewną namiastę przedszkola.
Trzeba przyznać, ze trafiliśmy też na bardzo dobrą nauczycielkę, która jest wychowawczynia naszego syna. Ale nie o niej tym razem mowa.
Przyszedł semestr. Jak to w takich przypadkach bywa, odbyło się zebranie z rodzicami. Na zebraniu okazało sie, ze Krzyś jest w czołówce najlepszych uczniów w klasie. Znalazł się tam jako jedyny sześciolatek. Na apelu w szkole został wyróżniony i otrzymał tarczę wzorowego ucznia.

Co z tego wynika? Otóż przez te kilka miesięcy zmieniło nam się podejście do tematu posyłania Krzysia do szkoły. Z dzisiejszzej perspektywy widzimy, że to była dobra decyzja. Nie tylko dlatego, ze Krzyś sobie tak dobrze radzi.
Gdyby został jeszcze rok w przedszkolu, to drugi rok z rzędu spędził by w najstarszej grupie. Przerabiał by tam jeszcze raz ten sam materiał (Krzyś wychodząc z przedszkola już umiał czytać). Materiał by był przez niego przyswojony już na bardzo wysokim poziomie. W szkole dzieci przerabiają ten sam materiał nieznacznie rozszerzony. Krzyś juz dzisiaj momentami nudzi się na lekcjach, co skutkuje tym, że czasami przeszkadza w ich prowadzeniu. Ciężko jest mu zrozumieć, że dla innych uczniów trzeba zwolnić i powtórzyć kilkukrotnie to samo. Co by było jakby wszystko znał już prwie na pamięć?
Moze wtedy wcale nauka nie szła by mu tak świetnie? Może by zaczął sprawiać problemy wychowawcze?

Jestem zdania, że sześciolatki nie powinny iść do szkoły. Niestety przy obecnym „programie” przedszkola ułożonym pod sześciolatki w szkołach, wiele dzieci mogłoby na tym stracić. Rodzice powinni brać też to pod uwagę. Jednak ja uważam, ze podjąłem z Żóną bardzo dobrą decyzje nie „kombinując” z papierami dla Krzysia.
Poza tym jestem z niego dumny, ze tak fantastycznie sobie radzi.