Botaniczna hipokryzja na czterech kółkach.

Wczoraj razem z Żoną i Synem wybraliśmy się do Łódzkiego Ogrodu Botanicznego. Chcieliśmy obejrzeć kwitnące kobierce tulipanów i budzącą się do życia, niejednokrotnie kwitnącą przyrodę. O ile doznania w samym Ogrodzie Botanicznym możemy uznać za bardzo przyjemne, o tyle to co się działo przed nim woła o pomstę do nieba. 

Zdecydowaliśmy się na wycieczkę na rowerach. Krzyś dostał od wujka nowy rower, więc była ku temu niezła okazja. Pojechaliśmy sobie, ciesząc się z tego, ze prawie spod samego domu pod sam Ogród Botaniczny prowadzi nas droga dla rowerów (DDR). To zdecydowane ułatwienie zwłaszcza jeśli jedzie się z siedmiolatkiem. Piękna pogoda, sprawiła że droga mijała przyjemnie. Kiedy jadąc ulica Krzemieniecką minęliśmy ul. Retkińską, po obu stronach chodnika dla pieszych i drogi dla rowerów zobaczyliśmy zaparkowane na trawnikach pojedyncze samochody. Kiedy dojeżdżaliśmy do Ogrodu, samochody nie były pojedyncze. Stały już w równych rzędach jak na parkingu. Nie dość, że stały niszcząc trawniki, to jeszcze żeby tam wjechać musiały jechać po chodniku i DDR. Przy samym Ogrodzie wyglądało to tak:

Widok parkujących na trawnikach wokół Ogrodu Botanicznego samochodów .

Kiedy dojechaliśmy do samego wejścia oczom naszym ukazała się długa kolejka po bilety. Ja z Synem poszliśmy przypiąć nasze rowery do stojaka. Niestety stojak był zastawiony przez kierowcę inteligentnego inaczej. Żeby przypiąć do niego rowery musieliśmy przenosić je w powietrzu…

Inteligentny inaczej kierowca zastawiający stojaki dla rowerów.

Ja dałem radę przenieść rowery górą, ale czy każdy da radę? Inna sprawa, ze tylko dwa stojaki przy tak obleganym obiekcie to przynajmniej o jakieś pięć za mało…

Odchodziłem od stojaków, wkurzony na ogólną degrengoladę spowodowaną przez kierowców. Postanowiłem zgłosić sprawę do Straży Miejskiej. Stanąłem sobie na chodniku przyłożyłem telefon do ucha i w tym samym momencie kiedy w słuchawce odezwał się dyspozytor Straży Miejskiej, starszy pan zatrąbił na mnie, żebym mu zszedł z chodnika, bo on chce przejechać. Zagotowało się we mnie. Zgłosiłem dyspozytorowi, że pod Ogrodem Botanicznym dzieją się sceny dantejskie, że kierowcy jeżdżą po chodnikach, a w tym momencie kierowca samochodu (tu podałem nr rejestracyjny) próbuje mnie rozjechać na chodniku. Dyspozytor ze stoickim spokojem odpowiedział mi, że karanie kierowców za jazdę po chodnikach nie jest kompetencja Straży Miejskiej tylko Policji i on ode mnie nie może przyjąć takiego zgłoszenia. Łaskawie przyjął zgłoszenie odnośnie parkowania na trawnikach. Po tej sytuacji oddaliśmy się przyjemnościom obcowania z przyrodą. 

Każda przyjemność jednak kiedyś się kończy. Także i my opuściliśmy tą oazę zieleni, którą jest Ogród Botaniczny. Niestety kierowca inteligentny inaczej nadal zastawiał stojak z rowerami, w związku z czym znów trzeba było je przenosić w powietrzu, ryzykując uszkodzenie własnego roweru, innych rowerów przypiętych obok naszego jak i samochodu, który je zastawiał. Po krótkiej chwili gimnastyki ruszyliśmy do domu. Nie ujechaliśmy jednak daleko. Po ujechaniu kilkudziesięciu metrów wyjechał prosto na nas samochód. 

Samochody jeżdżące po chodnikach i drogach dla rowerów wokół Ogrodu Botanicznego w Łodzi.

Ponieważ to ja znajdowałem się tam gdzie mogłem, a nawet miałem obowiązek się znajdować, a samochód był tam gdzie nie było prawa, żeby się znalazł, nie ustąpiłem. Samochód wycofał i ustąpił nam pierwszeństwa. Znów sięgnąłem po telefon, wykręciłem numer straży miejskiej, zgłosiłem po raz kolejny auta zaparkowane na trawnikach, wiedząc, ze aut jeżdżących wśród pieszych i rowerzystów nie ma co zgłaszać. Wykonałem drugi telefon. Tym razem pod numer 112. Dyspozytorka dwa razy upewniała się, czy nie bredzę, ze samochody jeżdżą po DDR i chodniku. Przyjęto zgłoszenie. Nie udało się pokonać dalej nawet 100m, a natknęliśmy się na następny samochód. Tym razem Pani w środku postanowiła, że twardo będzie stała. 

Samochody na Drodze dla rowerów wokół Ogrodu botanicznego w Łodzi.

Samochody jeżdżące po drodze dla rowerów wokół ogrodu botanicznego w Łodzi.

Chwilę tak postaliśmy, po czym po raz kolejny sięgnąłem po telefon i po raz kolejny wykręciłem numer 112. Ta sama dyspozytorka co poprzednio wypytała mnie o wszystkie szczegóły, podałem numer rejestracyjny samochodu, okoliczności zdarzenia, oraz się przedstawiłem. Po tym zgłoszeniu stwierdziłem, ze Policja ma wszystkie dane, żeby namierzyć daną osobę, w związku z czym odjechałem, informując panią w środku, ze zawiadomiłem o wszystkim policję. Po około pół godzinie zadzwonił do mnie dyżurny z Wydziału Ruchu Drogowego, z pytaniem, czy jestem jeszcze na miejscu zdarzenia. Po krótkiej rozmowie, dowiedziałem się że w rejon został zadysponowany patrol, powiedziałem, ze w samą porę bo dzieją się tam rzeczy straszne. To co usłyszałem od policjanta sprawiło, że oniemiałem:

Ale wie pan, pewnie impreza tam jest więc…

 

Jak w ten sposób może wypowiadać się funkcjonariusz publiczny, mający stać na straży prawa i mojego bezpieczeństwa? To naprawdę nie mieści się w głowie. 

Inna rzecz, która nie mieści się w głowie, to to, że kierowcy, żeby obejrzeć troszkę zieleni muszą obok zieleń niszczyć. Niszczyć nie tylko zieleń, ale i same drogi dla pieszych i rowerów. Powodować bardzo duże zagrożenie. Chodnikiem szło bardzo dużo ludzi, całkiem sporo ludzi szło z dziećmi. Wiele osób pokazywało mi swoje poparcie. Czy naprawdę musimy z każdego kawałka zieleni robić samochodowe śmietnisko, a potem jeździć do zamkniętych enklaw, żeby cieszyć oko zielenią? Czy to nie hipokryzja?

 

Tak czy inaczej w samym ogrodzie było świetnie. Możecie się o tym przekonać TUTAJ