My, dzieci tamtych rodziców…

Ja, moi bracia i reszta naszej ulicy spędzaliśmy dzieciństwo na obrzeżach małego miasteczka-właściwie na wsi. Byliśmy wychowywani w sposób, który psychologom śni się zazwyczaj w koszmarach zawodowych, czyli patologiczny. Na szczęście, nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wspominany z nostalgią nasze szalone lata 80.:

  • Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych w naszej okolicy budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że pasek uczy zasad BHZ (Bezpieczeństwo i Higiena Zabawy).
  • Nie chodziliśmy do przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.
  • Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy.
  • Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, herbata ze spirytusem i pierzyna. Dzięki temu nigdy nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za raczenie dzieci spirytusem.
  • Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy. Oczywiście na czas. Powrót po bajce był nagradzany paskiem.
  • Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał nam karę. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo-jak zwykle.
  • Nikt nie pomagał nam odrabiać lekcji, gdy już znaleźliśmy się w podstawówce. Rodzice stwierdzali, że skoro skończyli już szkołę, to nie muszą do niej wracać.
  • Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął. Każdy potrafił pływać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji aby się tej sztuki nauczyć.
  • Zimą ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy się trochę baliśmy. Dorośli nie wiedzieli do czego służą kaski i ochraniacze.
  • Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.
  • Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Oczywiście, chętnie skorzystalibyśmy z tej wiedzy. Niestety, pasek był wtedy  pomocą dydaktyczną, a policja zajmowała się sprawami dorosłych.
  • Swoje sprawy załatwialiśmy regularną bijatyką w lasku. Rodzice trzymali się od tego z daleka. Nikt, z tego powodu, nie trafiał do poprawczaka.
  • W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać.
  • Pies łaził z nami-bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi.
  • Raz uwiązaliśmy psa na "sznurku od presy" i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze.
  • Mogliśmy dotykać innych zwierząt. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.
  • Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie osikać lub "tam" nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył, po tej czynności, rąk.
  • Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić dzień dobry i nosić za nią zakupy.
  • Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić dzień dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to dzień dobry wymusić.
  • Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby. Trzymaliśmy się z daleka od fajki dziadka.
  • Skakaliśmy z balkonu na odległość. Łomot spuścił nam sąsiad. Ojciec postawił mu piwo.
  • Do szkoły chodziliśmy półtorej kilometra piechotą. Ojciec twierdził, że mieszkamy zbyt blisko szkoły, on chodził pięć kilometrów.
  • Nikt nas nie odprowadzał. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.
  • Współczuliśmy koledze z naprzeciwka, on codziennie musiał chodzić na lekcje pianina. Miał pięć lat. Rodzice byli oburzeni maltretowaniem dziecka w tym wieku. My również.
  • Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz.
  • Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść.
  • Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.
  • Żuliśmy wszyscy jedną gumę, na zmianę, przez tydzień. Nikt się nie brzydził.
  • Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi. Nikt nie umarł.
  • Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd.
  • Musieliśmy całować w policzek starą ciotkę na powitanie-bez beczenia i wycierania ust rękawem.
  • Nikt się nie bawił z babcią, opiekunką lub mamą. Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem.
  • Nikt nas nie chronił przed złym światem. Idąc się bawić, musieliśmy sobie dawać radę sami.
  • Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.
  • Wychowywali nas sąsiedzi, stare wiedźmy, przypadkowi przechodnie i koledzy ze starszej klasy. Rodzice chętnie przyjmowali pomoc przypadkowych wychowawców.

Wszyscy przeżyliśmy, nikt  nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami.

Dziś jesteśmy o wiele bardzie
j ucywilizowani.

My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli, jak należy nas dobrze wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw i lekcji baletu.

A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!

 

Tekst otrzymany mailem. Nie znam autora. Tak czy inaczej – dzięki Bulba.

Update:

Znalazło się źródło(?) – TUTAJ

O Polsko! Obudź się!

Nie wiem co ta Pani bierze, ale czy nie ma żadnej możliwości, żeby pomóc takim ludziom jak ona?

Nam lecieć nie kazano…

Nam lecieć nie kazano

Nam lecieć nie kazano, wszedłem do kokpita

I spojrzałem na pole…trzeba brata spytać.

Jak przekonać pilota w mglistej atmosferze

By odwagą pokonał nieprzyjaciół wieżę,

Z której moskal przez radio próbuje dyktować

Prezydentowi Polski – gdzie ma wylądować.

Przez mgle dostrzeże prawdę człowiek wielkiej cnoty

Co przejrzał dziadów, małpy oraz palikoty.

I z czystym sercem powie, ze mgły tej przyczyna

Tkwi w potajemnym spisku Tuska i Putina.

Chcą mnie z drogi zawrócić i wysłać do Mińska.

Już widzę jak się cieszy pewna morda świńska.

Lecz ja się nie ulęknę broniąc racji stanu.

Już raz mnie zaciągnęli do Azerbejdżanu.

Wylądujemy tutaj, żeby zbaranieli

Jak Tusk, kiedy wkroczyłem na salę w Brukseli.

A w najgorszym przypadku – śmierć na posterunku.

Przynajmniej cały naród nabierze szacunku.

Tylko by nie mówili "Lechu-Kamikadze",

Najlepiej jeśli jeszcze brata się poradzę.

"Jarku, jest pewien problem i wygląda ślisko.

Ruskie chcą nas skierować na inne lotnisko"

"Ależ to oczywista przecież oczywistość.

Ze kłamią by nam zepsuć cala uroczystość.

Nie będzie nas kontroler wodził po manowcach.

Bo przecież to samolot na bazie bombowca.

Nawet gdy walnie w ziemie to się nie rozwali.

Powiedz wieży, ze stoi gdzie zomowcy stali

Będziemy postępować tak jak było w planie.

Wiesz przecież co masz robić – Wykonać Zadanie.

A Błasik niech tam dobrze przypilnuje.

Zadzwoń ponownie do mnie jak już wylądujesz.

By Ci dodać otuchy – odmówię paciora,

I masz błogosławieństwo Ojca Dyrektora."

Czego nie powiedziano w tej rozmowie braci.

Że, by władzę odzyskać, trzeba czasem stracić.

"Gdybyś jednak wpakował rękę do nocnika.

Cały naród Cię uczci jako męczennika."

 

Tekst otrzymany mailem – autor mi nieznany.

Kto ty jesteś?

Kto Ty jesteś?

Jam Kaczorek.

Skąd przybywasz?

Prosto z Tworek.

Jaki znak twój?

Jad spieniony.

Czego nie masz?

Konta, żony….

O czym marzysz?

O korycie.

No, a Polska?

Chyba kpicie.

A co z Lechem?

Będzie świętym.

Pomnik?

Stawiam fundamenty.

Coś o Tusku?

Nienawidzę!

A co z PO?

Nią się brzydzę.

Zmowy, spiski?

Widzę wszędzie.

Rydzyk?

On papieżem będzie.

Naród cały?

Wprost mnie kocha.

Dziękuję.

Noooo … czas na procha

 

 

 

Technorati Tagi: ,,,,

Prawdziwy mocarz…

Zanim obejrzysz film, najpierw przeczytaj ten tekst:

One day a son tells his father:
-Papa, do you want to run a marathon with me?
– And the father said yes.
They run their first marathon together.
Another time, the son asks:
-Papa, do you still run a marathon with me?
– And the father says yes, my son
One day, the son asks his father:
-Papa, do you want to run with me Ironman?
The Ironman triathlon is the most difficult:
to swim 4km, bike for 180 km and to run 42 km

And dad says yes
The story seems simple. Until, you watch the video …
There is only one word to say: RESPECT

Pewnego dnia Syn powiedział do swojego Ojca:
– Tato, czy pobiegłbyś ze mną w maratonie?
– A Ojciec odpowiedział – Tak.
Pobiegli swój pierwszy maraton razem.
Innym razem Syn zapytał:
– Tato, czy nadal będziesz biegł ze mną w maratonie?
– A Ojciec odpowiedział: Tak mój Synu.
Innego dnia, Syn poprosił Ojca:
– Tato, czy weźmiesz ze mną udział w zawodach na Ludzi ze Stali  – Iron Man – jest to najtrudniejszy triathlon płynie się 4 km, jedzie na rowerze 180 km i biegnie się 42 km.
A Ojciec powiedział – Tak.
Historyjka wygląda na prostą, dopóki nie obejrzy się filmu…
Jedyne co się wtedy ciśnie na usta to: SZACUN

 

 

Technorati Tagi: ,,,,,

Dekalog PIS

Jam jest Jarosław – Prezes twój, którym cię w 89-tym roku, wraz z niewielką pomocą Brata mojego Lecha, wywiódł z mocy sowieckiej, z domu niewoli.

  1. Nie będziesz miał Prezesów cudzych przede mną.
  2. Nie będziesz brał imienia Prezesa twego nadaremno, jeśli to nie będą peany pochwalne lub kwiczenie z zachwytu na sam widok, tak jak było ostatnio na zjeździe w Poznaniu.
  3. Pamiętaj, abyś dzień urodzin Braci oraz dzień śmierci Brata Mniej Ważnego jako święty święcił.
  4. Czcij Prezesa swego bardziej niż ojca swego i matkę swoją.
  5. Nie zabijaj pomysłów Prezesa swojego przedstawiając jakieś własne głupoty, bo wylecisz z PiS-u na zbitą mordę, tak jak Ludwik Dorn.
  6. Nie cudzołóż rozmawiając publicznie z politykami innych partii jeśli nie potrafisz im dokopać, lub co gorsze, okażą się bardziej inteligentni od ciebie. Szczególnie nie wdawaj się w dyskusje z Palikotem, bo ten nawet Prezesowi jest w stanie dokopać.
  7. Nie kradnij wypowiedzi Prezesa twojego, przedstawiając jako własne. Zawsze zaznaczaj: "Cytuję Prezesa", lub "Tak powiedział Jarosław Kaczyński".
  8. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu, chyba że jest z innej niż PiS partii.
  9. Nie pożądaj żony Prezesa swego, bo biedne kocisko tego nie wytrzyma.
  10. Ani żadnej rzeczy (szczególnie WŁADZY!!!), która jego (Prezesa) jest.
Autorstwa niestety nie znam, a tekst został mi podesłany mailem przez kolegę.

dodajdo

Krakowskie Przedmieście za 10 lat…

Nie wiecie, jak się skończy spór o krzyż smoleński? To przeczytajcie, jak zapewne będą wyglądać wycieczki po Pałacu Prezydenckim za 10 lat.
Warszawa, rok 2020. Wycieczka szkolna uczniów szkoły podstawowej zwiedza stolicę.
– Uwaga, dzieci, dochodzimy do ulicy Lecha Kaczyńskiego, która przez wiele lat była nazywana Krakowskim Przedmieściem – mówi pani nauczycielka.
– Jak to? Przecież przed chwilą byliśmy na ulicy Lecha Kaczyńskiego!
– Oj, Piotrusiu, znowu nie uważałeś. To nie była ulica, tylko aleja, i nie Lecha Kaczyńskiego, tylko Prezydenta Kaczyńskiego.
– Psze pani, a co to za budynek?
– To Sanktuarium Lecha Kaczyńskiego Jedynego Prezydenta IV RP, dawniej był to Pałac Prezydencki. Chciałabym wam zwrócić uwagę na stojące przy bramie krzyże. Wiecie skąd się wzięły?
– Kogoś tu ukrzyżowali?
– Nie, Wojtusiu. No jak to? Nie wiecie?
– Nie wiemy, psze pani.
– No przecież macie w tygodniu po 5 lekcji z historii życia Lecha Kaczyńskiego.
– No tak, ale w podstawówce przerabia się tylko młodzieńcze lata Kaczyńskiego, ostatnio mieliśmy lekcje o Pierwszej Komunii pana prezydenta.
– Jak to młodzieńcze lata? A reszta?
– Resztę żywota Lecha Kaczyńskiego przerabia się dopiero w gimnazjum i liceum, psze pani.
– Aaaa, chyba, że tak. No więc słuchajcie, drogie dzieci. Ten wielki krzyż postawiono tu po śmierci pana prezydenta, aby oddać cześć jego pamięci i przez długie lata toczono walki, aby mógł tu pozostać. Na szczęście teraz może tu stać i nikt go nie zabierze.
– Psze pani, a można sobie przy nim zrobić zdjęcie?
– Można Martynko, ale uważaj, aby go nie dotknąć, bo jest na nim metalowa siatka, która jest pod wysokim napięciem. To takie zabezpieczenie, gdyby ktoś próbował zabrać stąd krzyż.
– A ten mniejszy krzyż to skąd?
– Ten mniejszy postawiono, aby uczcić pamięć tych, którzy bronili tego dużego krzyża.
– Psze pani, a wejdziemy do środka pałacu?
– Niestety, nie możemy, bo właśnie jest w nim remont. Włoscy malarze malują olbrzymi fresk na suficie.
– Psze pani, a co to jest fresk?
– Takie malowidło na suficie, widzieliście przecież fresk w Kaplicy Sykstyńskiej.
– Ja nie widziałem.
– Jak to, Wojtusiu? Nie byłeś z nami rok temu na wycieczce Śladami Wielkiego Męża Stanu – misje zagraniczne Lecha Kaczyńskiego?
– Nie, bo byłem wtedy chory.
– A, psze pani, a co będzie na tym fresku namalowane?
– Arcydzieło, moje drogie dzieci. Będzie na nim przedstawione jak Bóg przekazuje Lechowi Kaczyńskiemu berło i koronę, aby zaprowadził porządek na Ziemi.
– Oj, to szkoda, że nie można wejść do środka i zobaczyć.
– Mówi się trudno, ale możemy obejrzeć pałac, to znaczy sanktuarium z zewnątrz, też jest co oglądać.
– Ooo, a co to są za tablice?
– To 14 stacji przedstawiających mękę Lecha Kaczyńskiego, jaką przeszedł w czasie swojego życia.
– „Stacja 7 – Lech Kaczyński kłóci się z Donaldem Tuskiem o krzesło w Brukseli po raz drugi” – fajne!
– A patrzcie tu: „Lech Kaczyński przez Niemców kartoflem nazwany”!
– No już starczy, musimy iść dalej – mamy jeszcze tyle do zobaczenie w Warszawie.
– O kurcze! Patrzcie to! Co to za wielkie bryły, psze pani?
– Oj, Piotrusiu, przecież widać, że to buty.
– A po co ktoś postawił taki wielki pomnik butom?
– To nie jest pomnik butów, tylko pierwszy element budowanego pomnika Lecha Kaczyńskiego. Na razie zrobili mu tylko buty, ale cały czas budują resztę postaci.
– Ale psze pani, ten pomnik będzie tak wielki, że jego głowy w ogóle nie będzie widać z ziemi!
– No, w Warszawie na pewno nie da się zobaczyć twarzy pana prezydenta, ale za to z Moskwy jego srogie spojrzenie będzie widoczne doskonale…

dodajdo