Czy słuchanie to jeszcze czytanie?

Tym wpisem rozpoczynam nową kategorię KSIĄŻKI. Nie trzeba mocno główkować żeby domyślić się co tu się znajdzie. Oczywiście wszystko to co jest związane z książkami, zwłaszcza tymi przeczytanymi przeze mnie. A teraz do rzeczy, czyli dzisiaj kilka słów o audiobookach. 

Od samego dzieciństwa słowo mówione było dla mnie bardzo ważne i stanowiło ważną część mojego życia. Kiedy miałem jakieś 4 lata, dostałem od rodziców radiomagnetofon Kasprzak. Od tego zaczęła się moja przygoda z radiem. Kiedyś radio wyglądało zupełnie inaczej niż dzisiaj. Nie było tylu stacji, ale poziom (pomijając propagandę, której jako dziecko nie widziałem) był znacznie wyższy. Były audycje radiowe z prawdziwego zdarzenia, były teatry Polskiego Radia, były słuchowiska dla dzieci. To właśnie chyba najbardziej te słuchowiska zaszczepiły we mnie tak duże zamiłowanie do słowa słuchanego. Codziennie wieczorem leciała audycja „Radio Dzieciom”. Cudowne słuchowiska. Kiedy byłem już troszkę starszy pamiętam rewelacyjne audycje nocne. Teraz niestety tego nie ma. Kilka razy jechałem nocą przez Polskę, znudziły mnie już piosenki puszczane non stop w radiu, postanowiłem przełączyć na Polskie Radio i co? I niestety nic. Chłam… 

A wracając do słuchania książek. Ma to wiele zalet. Mi przede wszystkim pozwala cofnąć się do dzieciństwa i zanurzyć w krainę magiczną i radiową, pozwalającą na obcowanie z pięknym słowem, czasami z pięknymi słuchowiskami. Poza aspektami czysto estetycznymi jest przede wszystkim bardzo wygodne. Mogę sobie pozwolić na książkę w tych sytuacjach, w których nie miałbym szans na czytanie książki. W drodze do i z pracy, w samotnej podróży samochodem przez kraj, w trakcie przygotowywania co bardziej skomplikowanych dań w kuchni, czy tez na siłowni. 

Dzięki istnieniu audiobooków ilość „skonsumowanych” przeze mnie pozycji literackich znacznie wzrosła. Teraz jest zazwyczaj tak, że konsumuje jednocześnie dwie książki, jedną na słuchawkach, drugą na czytniku. Dzięki temu mogę być w miarę niezależny od warunków i w zależności od okoliczności mieć stały kontakt z literaturą. 

Innym dużym plusem (dla niektórych minusem) słuchania książek, jest fantastyczna interpretacja słuchanego tekstu przez lektora. Pomijając już takie perełki jak Gra o tron w wersji słuchowiska, która jest absolutnym majstersztykiem, to tacy lektorzy jak Piotr Fronczewski, czytający Harrego Pottera, czy Krzysztof Gosztyła czytający trylogię Millenium, czy naszego rodzimego Vincenta V. Severskiego są absolutnymi mistrzami w swoim fachu. Ich głos to bezsprzeczna wartość dodana do czytanej książki. Nie sposób też pominąć autorów czytających swe dzieła. Niezaprzeczalnym dla mnie hitem jest Michał Witkowski czytający swoje powieści. Tego nie da się podrobić. 

Niestety zdarzają się również kiepscy lektorzy. Przykre to jest zwłaszcza wtedy kiedy taki kiepski lektor czyta świetną książkę. Na szczęście dobra książka potrafi się obronić i przed kiepskim lektorem.

Jak widać z mojego punktu widzenia jest wiele zalet. Znam jednak całkiem sporą grupę ludzi, do których zupełnie nie trafia słuchanie książek. Nie sa w stanie się nad tym skupić, nie podoba im się własnie narzucanie czyjejś interpretacji. Ale czym by był świat, gdyby wszystkim podobało się to samo?

Nadal jednak nie potrafię sobie sam przed sobą odpowiedzieć na pytanie czy jak słucham to jeszcze czytam?