Zabójczy upał…

Mój syn co drugi tydzień spędza z moimi rodzicami w czasie kiedy my jesteśmy w pracy. Często z Dziadkiem chodzi po chleb i gazety. Gazety kupowali w kiosku „u pana Sławka”, przy przystanku autobusowym. Pan Sławek polubił Krzysia, a Krzyś pana Sławka. Zresztą trudno, żeby nie lubił, skoro pan Sławek często dawał Krzysiowi lizaka, czy wafelka. Często odkładał gazetki z różnymi zabawkami, po to żeby zapytać Dziadka, czy nie chce kupić wnuczkowi. Wiadomo czym się takie pokazanie i zapytanie musiało skończyć. Krzyś więc miał multum powodów, żeby darzyć pana Sławka sympatią. Ja osobiście znałem go tylko z opowiadań.

W sobotę upał był nie do zniesienia. Miejscami temperatura sięgała blisko 40 stopni. Ulice były prawie puste. 

Musieliśmy z Żonką podjechać w jedno miejsce. Kiedy jechaliśmy ulicą blisko nas, zauważyliśmy karetkę, której zespół udzielał pomocy komuś na przystanku. Wydawało się, że go reanimowali. Zaczęliśmy z Żoną rozmawiać na temat tego, że w taką pogodę nie trudno o zasłabnięcie itp. 

Po południu mój Tata przyniózł wiadomość: reanimowali pana Sławka. Niestety bezskutecznie… Prawdopodobnie w tej jego budce-kiosku temperatura sięgnęła wartości krytycznych i organizm tego nie wytrzymał.

Jakoś siedzi to w mojej głowie cały czas. Nie znałem człowieka, ale jakoś jego śmierć bardzo mną wstrząsnęla. Zazwyczaj nie obchodzi mnie śmierć obcej mi osoby, jednak tym razem jest jakoś inaczej.

Facet miał 47 lat. 

Strasznie żal mi też mojego syna. Już nie będzie mógł pójśc do „pana Sławka”…