Zborsuczałem.

W zeszłym roku udało mi się sprawić, ze moja waga zaczęła systematycznie spadać. Aż do lata. Latem najpierw się mocno zatrzymała, żeby potem zacząć powolutku, aczkolwiek systematycznie wzrastać. Na dzień dzisiejszy waga odzyskała swój stan z początku zeszłego roku, dorzucając jeszcze jakieś pojedyncze kilogramy od siebie. 

Ale (mam nadzieję) z tym koniec. Od dzisiaj czas się zabrać za siebie. Na dobry początek zacząłem od tego, że nie kupiłem sobie rano maluteńkiej drożdżóweczki do kawy… Kawa bez niczego tak jakoś dziwnie… ale trzeba być twardym. 

Drugi krok to wycieczka na siłownię. Oczywiście nie w celu podnoszenia ciężarów. Bieżnie, rowerki, stepery i inne wyciskacze potu, to na początek. Potem się pomyśli. Może jakiś Spining czy Indoor Cycling. Najpierw ważne żeby waga złapała ujemny trend. 

Najgorsze są dwie rzeczy. Permanentny brak czasu. Tutaj będzie ciężko, ale trzeba sobie to jakoś tak rozplanować, żeby się udało. Chyba najlepszym rozwiązaniem będzie wpisanie na sztywno wizyt na siłowni. Zobaczymy jak to wyjdzie w praktyce. 

Drugą problematyczną rzeczą jest utrzymanie rygoru dietetycznego. Nie dość, ze moja wola nie należy do najsilniejszych, to jeszcze moja kochana rodzinka z Żoną na czele nie bardzo jest skłonna do przejścia na rygor dietetyczny. Słabo wychodzi wcinanie rzeczy dietetycznych przy patrzeniu jak inni jedzą smakołyki. Ale największym problemem jest prowadzenie osobnego menu dla siebie i reszty. To jest chyba najbardziej kłopotliwe. 

Macie może jakieś wskazówki i porady, które mogłyby pomóc?