Znów w Łodzi lało i znów była powódź…

Na tą chwilę wrzucam tylko filmy bez żadnego komentarza. W wolnej chwili uzupełnię komentarze.

Pojechałem wczoraj po Żonę do pracy. Świeciło słoneczko, było duszno i parno. Nic nie zapowiadało nadchodzących wydarzeń. Jechałem al. Włókniarzy. Na horyzoncie widac było szalejące pioruny na wysokości Teofilowa. Ale nadal pogoda była ładna a słońce świeciło tak, że musiałem sobie przekręcić osłonkę słoneczną na boczną szybę bo mnie oślepiało. Dojechałem do niej do firmy. Nadal słoneczko świeciło. Wszedłem do środka chwilkę się pokręciłem, po czym postanowiłem, że wyjdę na zewnątrz bo w srodku duszno a musiałem jeszcze troszkę poczekać aż Żona wyjdzie z pracy. Tak szybko jak wyszedłem – tak szybko wróciłem. Na zewnątrz zaczynało się piekło. Na początku zaczęły walić pioruny jeden za drugim. Ponieważ okolica obfituje w maszty (z firmowymi i reklamowymi flagami) i różnego rodzaju bilboardy. Znaczy się wszystko to co pioruny lubią najbardziej. Po paru chwilach zaczęło lać. Lało jak z tzw cebra. Normalnie ściana deszczu przeplatana od czasu do czasu gradem. Konkretnie wyglądało to tak:

Więc czy chcieliśmy, czy nie chcieliśmy – musieliśmy siedzieć w środku mimo, że już było dawno po zamknięciu firmy. Nikt nie odważył się jechać do domu w taką ulewę. Lało dobre 40 minut. po tym deszczu byliśmy praktycznie odcięci od świata. Wyglądało to tak:

Niestety nie widac tego dokładnie na filmikach, ale po tej wielkiej kałyży pływał towar. Co prawda to były jakieś lekkie rzeczy, ale fakt, że wody było na tyle dużo, zeby unieść póltorametrową pakę to już o czymś mówi. Pracownicy magazynu zostali odcięci od świata – zostali nazwani Robinson i Piętaszek 🙂 Żeby wyjść z tego magazynu musieli brodzić po kolana w wodzie.

Jakoś udało nam się w końcu wydostać z firmy. Niestety jazda po Łodzi to był koszmar. Pojechaliśmy jakimiś opłotkami bo główne arterie były praktycznie nieprzejezdne. No i zrobiliśmy sobie taki off-road osobówkami po mieście:

Na koniec postanowiłem sprawdzić wygląda rzeka Jasień której koryto zostało wybetonowane i na co dzień rzeczka ma max 70 cm szerokości i ze 25 głębokości… Jak to filmowałem to było już po nawiększej fali – wcześniej sądząc po roślinności było jakieś 2 metry wyżej.

Jak wróciłem do domu, stwierdziłem, że nie działa komputer, którego nie wyłączyłem przed wyjściem. Już przed oczami miałem wydatek na nowy zasilacz i modliłem się żeby to tylko zasilacz walnął. Komputer uparcie nie chciał sie włączyć. Nie pomagało również wyłączenie listwy zasilającej na minutę i ponowne jej włączenie. Więc zacząłem go wyciągać z wnęki w biurku. Odłączyłem z tyłu zasilanie. po minucie włączyłem zasilanie i komputer zmartwychwstał. Całe szczęście…