Więc zacznę od czwartku.
W czwartek praca w nagrodę rzuciła mnie do Skierniewic i do Zgierze (w tej kolejności) Więc ponad 100 KM (grubo ponad) w upale i skwarze i granatowym samochodzie.
Myślałem że się rozupuszczę po drodze.
Termometr samochodowy przy prędkości >100 km/h pokazywał 33,5 stopnia.
To było straszne.
Cały byłem mokry, wilgotny i śmierdzący.
Ale jakoś przeżyłem.
Na szczęście w piątek wziąłem sobie jeden dzień urlopu.
Dzięki temu wyspałem się niesamowicie. Spałem do 9:30.
Aż mi było głupio, że to tak długo trwało.
Później poszedłem do swojej mamy bo byliśmy umówieni na kawkę i śniadanie.
Oczywiście byłem spóźniony i kawka mi zdążyła wystygnąć.
Ale przy takim upale to nie przeszkadzało.
Później pojechaliśmy zrobić zakupy na imprezę imieninową mojej Żoneczki.
Dzisiaj ma być z tej okazji grill u rodziców w ogrodzie. W taką pogode to chyba najlepsze rozwiązanie.
Więc kupiliśmy karczek, kurzęcinę w postaci udek i nieśmiertelną kiełbaskę.
Karczek i kurzęcina została dokładnie zapeklowana. TZN karczek dokładniej – do kurzęciny jeszcze dzisiaj czegoś dorzucę.
W międzyczasie przeżyłem tornado nad Łodzią, ale o tym w osobnym wpisie.