Tragiczny dzień…

Dzisiaj było fatalnie.

Zaczęło się od tego, ze pokłóciłem się z Żoną…

Dzięki temu wszystko później oddziaływało na mnie z zdwojoną siłą.

Potem w pracy zapieprz na maksa.

Wszysctki ktoś pieprzu na ogon posypał.

Jakiś koszmar.

A to monter chciał sie umówić, a to przyjechała firma odebrać sprzęt do zezłomowania, a to trzeba naszykować sprzęt na rozmowy kwalifikacyjne dla kandydatwo na stnowisko XXX, to dzwoni pani z jednostki terenowej, ze przysłała drukarkę do nas do naprawy, bo się zepsuła a my mamy jej wyczarować naprawioną, ktoś ma pretensje bo nie działa cośtam.

Dowiedziałem, się, że mam spieprzony weekend, bo trzeba będzie pracować w nocy z puiąku na sobotę i z niedzieli na poniedziałek.

Na koniec wszystkiego, jakby tego było mało, wyszedłem z pracy zadowolony, że to wszystko już za mną. Poszedłem na przystanek tramwajowy. Okazało się, ze tramwaje nie jeżdżą bo zerwała się trakcja.

Długo nie myślałem. Poszedłem "per pedes" do domu. Po drodze przeszukałem wszystkie kieszenie i pozbierałem z nich wszystkie znajdujące się tam klepaki. Uzbieralo się całe 5 PLN. Wystarczyło na 2 Żubry w puszce. Ale żeby nie było tak różowo, to pierwszy sklep w którym mogę kupić piwo znajdowal sie za połową drogi do domu… Kupiłem, jednego schowałem a drugiego skonsumowalem niemalże na miejscu.

W trakcie drogi uchodziła ze mnie negatywna energia.

Doszedłem do domku.

udałem się do "świątyni dumania", gdzie mogłem w spokoju przekartkować najnowszy numer PC World Komputer. Wyszedłem i otworzyłem drugiego Żubra.

Zły nastrój powoli mnie opuszcza.

ciekaw jestem tylko co jeszcze mnei może dzisiaj spotkać…