Weekend był udany.
Był bardzo przyjemny i miły.
Nawet można było odpocząć, co z Żonką skrzętnie wykorzystaliśmy.
W piątek zaraz po pracy pojechaliśmy zamówić komputer. Żona wybierała obudowę. W końcu to ona posiada lepszy gust niż ja.
Co prawda wybierała spośród obudów, jakie ja wcześniej zaakceptowałem.
Do tego dokupiliśmy kilka gadżetów typu – malutka mysz do laptopa, albo lampka do laptopa na USB, albo np. nowy komplet akumulatorów do aparatu, bo jeden pakiet niestety wyzionął ducha…
Zaryzykowałem takie akumulatory – mam nadzieję, że okażą się dobrym wyborem.
Stare Energizery niestety ni z gruszki ni z pietruszki wyzionęły ducha. A tak byłem z nich zadowolony…
Potem pojechaliśmy do Geanta na zakupy.
W domu byliśmy dopiero po 20. Zjedliśmy kolacje i praktycznie padliśmy spać. W sumie na nogach poza domem byliśmy od 6 rano.
W sobote od samego rane (przed ósmą) pojechałem z bratem po kamienie, żeby obłożyć oczko wodne, które niedawno Tata kupił Mamie. W życiu nie sądziłem, że kamienie są takie drogie. Jeden metr sześcienny kosztuje 360 PLN. Może to zwyczajna cena, ale mnie to szokuje…
Żona w tym czasie robiła zakupy na rynku. Wieczorem mieliśmy zrobić grilla u rodziców w ogrodzie.
Później ja pojechałem do szkoły na zajęcia, Żonka robiła porządki w domu.
Wieczorem zgodnie z planem był grill. Za grillowanie wzięła się moja Żona. Wychodziło jej to wyśmienicie. Naprawdę ma smykałkę do tego – jeszcze troszkę wprawy i może będzie mogła startowac w zawodach w grillowaniu ??? A grillować było co… Kaszanka, biała kiełbasa, którą szczególnie polecam, bo z grila jest wyśmienita, była też oczywiście i zwykła kiełbasa. Do tego sałatki i sosy. Bajka. Wszystko bardzo delikatne popijane wódeczka zaprawianą sokiem kiwi. Wróciliśmy wieczorem i praktycznie od razu poszliśmy spać.
W niedzielę było luźno. Ja tylko na 2 godzinki podjechałem do szkoły. Żonka przygotowała obiad.
I w ten sposób spędziliśmy weekend, czyli na odpoczynku z grubsza rzecz biorąc. Żeby tylko każdy mógł taki być…