Zaspałem.

Stało sie, zaspałem dzisiaj do pracy.

Wczoraj generalnie nie wiem jak to się stało, ale zgasłem zaraz jak się położyłem. Nawet nie zdążyłem zgasić lampki. Obudził mnie rano budzik w telefonie, który leżał obok mnie na poduszce, a miałem go podłączyć do ładowarki. Pacnąłem go kilka razy, żeby dodżemać  jeszcze kilka minut, aż w końcu musiałem go chyba wyłączyć, albo nie słyszeć jak dzwoni.
I dupa – obudziłem się o siódmej. A powinienem zaraz po szóstej.

Ale za to pojechałem sobie rowerem do pracy. W końcu się odważyłem. Nawet nieźle się jechało i nie tak długo – biorąc pod uwagę tempo iście emeryckie (chociaż nie wiem czy emeryci by się nie obrazili).  Niemniej jednak dojechałem, respirator na miejscu nie był potrzebny, co juz jest sukcesem samo w sobie.  Jeszcze czeka na mnie powrót w pełnym słońcu.

A dzisiejszy mój nastrój?? Niech ten zestaw muzyczny: