Było nieźle.

 

Weekend sie skończył, a mimo kilku faktów był bardzo, ale to bardzo udany.

Do rzeczy. Krzychowi systematycznie się poprawiało. Co prawda miał jeszcze delikatny katarek, ale myślę, ze to się utrzyma jakiś czas. Tak czy inaczej wieczory są spokojne a całe noce przespane. Do tego Krzyś jest jakby odmieniony. Pięknie się bawi, potrafi się dłuższy czas zająć prawie sam sobą. Robi się coraz grzeczniejszy w domu. Wczoraj całe popołudnie siedzieliśmy, bawiliśmy sie z nim i nie mogliśmy wyjść z podziwu co to dziecko robi. To było wprost niesamowite. Jest tylko jeszcze jeden problem. Jak go oduczyć rzucania różnymi przedmiotami ? Nie ważne, czy w ręku trzyma piłeczkę, czy butelkę, czy telefon. Jak mu coś do głowy przyjdzie to wali tym o podłogę, albo po prostu przed(za) siebie. Dzięki temu już np. jeden z pilotów rozpadł się po takim rzucie na atomy. Na szczęście to był pilot uniwersalny, nieużywany już praktycznie przez nas i oddelegowany do zabaw Krzysia. Niemniej jednak uderzenie o ziemię było tak silne, ze trzeba było oddać pilotowi ostatnią posługę.

Nie wiem jak zaradzić temu, a zaczyna to być coraz bardziej kłopotliwe. Bo jak rzuci czymś ciężkim w stronę telewizora, albo w szklane drzwiczki od szafki pod telewizorem ???

Niestety nie poszliśmy na ślub w sobotę. Złożyło się na to wiele czynników, chociażby to, że w ciągu tygodnia jak nic nie zapowiadało, ze Krzyś do soboty wydobrzeje, a my zaczęliśmy się źle czuć to zadzwoniliśmy i odwołaliśmy wizytę, bo myśleliśmy, ze młodzi będą mogli odzyskać kasę za nasze „talerzyki”. DO tego doszło jeszcze to, ze moi rodzice szli na inne wesele, a Ciocia i Wujek, którzy mieli zostać z Krzychem tez się rozchorowali. Więc jak widać nie było nam pisane bawić się na tym weselu.

Ja pomogłem troszkę przy weselu, na które szli moi rodzice. Zawiozłem rodziców i gości na ślub, a potem na wesele. Także ich odebrałem w nocy i przywiozłem do domu. W ramach podziękowania dostałem kosz z wódką weselną i trochę wałówki. Ponieważ Jak wróciłem do domu to Żonka nie spała jeszcze, to rozpakowaliśmy wałówkę, otworzyliśmy sobie winko i świętowaliśmy wesela na których nie byliśmy, wznosząc toasty za zdrowie par młodych. I obciągnęliśmy całe winko, zrobiło się wesoło. Spać poszliśmy o trzeciej w nocy. Niestety Krzyś nie dal nam taryfy ulgowej i ściągnął nas z łóżka o 7:30. Na szczęście jako tako się wyspaliśmy.

Na śniadanie zrobiłem omlety. Takie duże i puszyste z osobno ubijaną pianą z białek. Krzych zjadł prawie cały omlet z dwóch jajek. My jedliśmy je jeszcze z żółtym serem i szynką. To był mój debiut omletowy, a omlety juz od dawna za mną chodziły. Okazało się, że wbrew naszym przewidywaniom omlety okazały się bardzo syte.Do tego stopnia, ze ja swojego ledwo dałem radę zjeść. Myślę, ze od tej pory będą częściej gościły na naszym stole. Szkoda tylko, ze stosunkowo dużo z nimi roboty. Poszliśmy sobie do Kościoła, a po kościele wzięliśmy Krzycha i poszliśmy do (jak się później okazało) ogromnego sklepu z „zabawkami” o nazwie Castorama. Krzysiowi się niesamowicie podobało. Kupiliśmy mu nawet własną teczuszkę/pudełko/segregatorek. Za niecałe 4 PLN mieliśmy osiągnięte wielkie zadowolenie dziecka. Fisher Price niech się schowa. 🙂 W casto kupiliśmy sobie wysięgnik do zamontowania telewizora w sypialni – potrzebowaliśmy taki solidny, bo chcemy mieć TV 21”. Może jak dobrze pójdzie to jutro będziemy go montować (kwestia tego jak dogadam się z Tatą). Kupiliśmy też trzonek do siekiery (bo stary połamałem jak rąbałem bratu drewno ostatnio).  W życiu nie wiedziałem, ze to takie drogie jest.

Po powrocie do domu zjedliśmy obiad i Krzyś do samego wieczora grzecznie sie bawił. My bawiliśmy się z nim. To było naprawdę rewelacyjne niedzielne popołudnie. Jak już poszedł spać, to postanowiliśmy to uczcić. Otworzyliśmy wino i żeby było uroczyście pogryzaliśmy do tego wina kanapki ze smalcem. Było przaśnie i sympatycznie. Niestety, chcieliśmy obejrzeć powtórkę Naznaczonego z tego tygodnia, ale w połowie oglądania stwierdziliśmy, ze nie damy rady i poszliśmy spać.