Kurski – polityczny najemnik. część czwarta

Kurski show. Walcie na czerwonym

Kurski w sejmiku: dokuczliwy

Trzy szabelki LPR okazały się POPiS-owi niezbędne. Kurski został wiceprzewodniczącym sejmiku. Mimo porozumienia politycy prawicy pozostali wobec niego tak nieufni, że w czasie tajnych głosowań Kurski musiał pokazywać swoją kartkę nowemu marszałkowi Janowi Kozłowskiemu.

Ale robił w sejmiku, co chciał. Doskonale dogadywał się z SLD i Samoobroną. W listopadzie 2003 roku doszło nawet do tego, że pod nieobecność części radnych POPiS Samoobrona z SLD i LPR pod wodzą Kurskiego złożyły… wniosek o odwołanie zarządu.

POPiS uratował się jednym głosem.

Innym z "żartów" Kurskiego było przegłosowanie uchwały obniżającej wydatki na administrację o 60 proc. Kozłowski nie mógł wypłacić pensji pracownikom urzędu. Kurski łaskawie zgodził się uchylić uchwałę, pod warunkiem że sejmik powoła na wicemarszałka jego człowieka. Kozłowski nie miał wyjścia. Aby zrobić miejsce dla protegowanego Kurskiego, ze stanowiska musiał zrezygnować Bogdan Borusewicz.

– Przyznaję, w sejmiku byłem dokuczliwy. Ale takie są reguły w polityce – wspomina Jacek. – Trzeba się różnić. Kto postępuje inaczej, skazuje się na niebyt.

Upokarzanie pomorskiego POPiS-u podobało się Romanowi Giertychowi. Dał Kurskiemu wolną rękę w przygotowaniu kampanii LPR do europarlamentu.

Papież, ułani i obalona noga

W trakcie europarlamentarnej kampanii telewizyjnej Jacek Kurski osobiście prowadził wszystkie programy wyborcze LPR.

– Komunikat telewizyjny musi być prosty – zdradza tajniki swoich produkcji. – Pokazałem trzy rzeczy. Po pierwsze, diagnozę sytuacji: Europa jest zagrożeniem, trzeba bronić Polski. Gwarantuje to LPR. Po drugie, nasza siła: na zdjęciach tłumy popierają LPR. Po trzecie, pozytywne emocje: papież, ułani, patriotyczna piosenka.

Wyniki wyborów przeszły najśmielsze oczekiwania Giertycha. LPR, partia, która negowała sens wchodzenia Polski do UE, była druga! Zdobyła prawie 16 proc. głosów. Kurski był uszczęśliwiony. Do końca, nawet w wieczór wyborczy, nadzorował kampanię. – Czemu Warszawa nie zadbała o tłum? – pytał przez telefon Jana Marię Jackowskiego. Faktycznie, w stołecznym lokalu LPR feta była skromna, nikt nie spodziewał się takiego sukcesu. Na ogłoszenie wyników czekało tylko kilkunastu młodych ludzi. O godz. 22 na konferencję prasową przybył Giertych.

– Obaliliśmy kolejną nogę Okrągłego Stołu. Po wyborach parlamentarnych wywrócimy ten stół i przystąpimy do budowy IV RP – oświadczył. Zapowiedział zwycięstwo Ligi w wyborach 2005.

– I zrobił rzecz dla niego wyjątkową. Przysłał mi SMS-a: "Dobra robota" – mówi z dumą Kurski.

Święty Jacek szykuje zdradę

Lato 2004 roku opromieniony chwałą Kurski spędza w swojej ukochanej leśniczówce w pomorskiej gminie Stary Dzieżgoń.

– Jeszcze jako wicemarszałek województwa byłem tam z gospodarską wizytą – opowiada. – Pod wieczór wójt powiedział mi, że w okolicy jest waląca się leśniczówka. Pojechaliśmy tam i okazało się, że jest to strzał w dziesiątkę. 100 metrów od przepięknego jeziora. Wydzierżawiłem ją od Lasów Państwowych. Za ile? Coś poniżej stu złotych… ale to była zupełna ruina. Tuż przed wejściem do Unii wykupiłem ja za 20 tysięcy. Dokupiłem też 6 hektarów pola, co mi ktoś będzie tam pod nosem łaził…

Po wakacjach pochyla się nad losem prałata Henryka Jankowskiego. We wrześniu na posiedzeniu komisji budżetu i finansów przedstawia jego kandydaturę do wyróżnienia za zasługi dla województwa pomorskiego. Jak sam twierdzi, robił to, aby przeciwstawić się podejrzeniom o molestowanie seksualne nieletnich przez księdza. Kapituła odznaki jednogłośnie odrzuca kandydaturę. Kurski proponuje więc dla odmiany wystawienie prałata w wyborach – z listy LPR.

Trójmiejskie "moherowe berety" z posłanką Gertrudą Szumską (LPR, potem Dom Ojczysty) patrzą na Kurskiego jak na świętego. Nie wiedzą, że ten już negocjuje swój powrót do PiS.

Roman Giertych nie wierzył do końca

Działacz LPR z Warszawy: – Giertych dopuścił go do wszystkich tajemnic Ligi. Kurski jeździł jako prelegent na obozy szkoleniowe Młodzieży Wszechpolskiej, brał udział w Akademii Orła Białego. Szkolił naszą młodzież w sprawach marketingu politycznego i samorządu. I od podszewki poznał strukturę, plany. Wykorzystał to potem w kampanii PiS. To on nas załatwił, on jest odpowiedzialny za naszą klęskę. Już trzy miesiące przed jego odejściem do PiS-u kilku ludzi alarmowało Giertycha – Kurski jest dogadany z "Kaczorami", to pewna informacja. Roman nie uwierzył.

– Zgadza się. Z Kaczyńskimi byłem dogadany już od września – przyznaje teraz Kurski.

– Nie będę z panem rozmawiał. Pozdrawiam i do widzenia – syczy Roman Giertych, gdy pytamy go o rozstanie z Kurskim.

Polak z dziada i pradziada

Oficjalna wersja przedstawiona mediom przez Kurskiego w grudniu 2004 roku: – Pożegnałem się z LPR w aksamitny sposób. Przyczyną mojej decyzji jest pomorski poseł Robert Strąk. Benny Hill pomorskiej polityki.

Na odchodnym dostaje się też posłance Gertrudzie Szumskiej.

– Klasyczny "moherowy beret" – ocenił ją Kurski. – Starsza pani, była nauczycielka w technikum, nadaje się najlepiej do robienia pierogów, a nie do zajęć tak wyczerpujących intelektualnie jak polityka.

Według Kurskiego to właśnie Szumska stoi za ulotkami, które w ubiegłym roku pojawiły się na ulicach Gdańska i w Sejmie. Można było się z nich dowiedzieć, że Kurscy to nieprawdziwi Polacy, a polityczną karierę Jacka finansuje gmina żydowska w Gdańsku.

Kurski musiał dementować zarzuty i relacjonować losy rodziny pięć pokoleń wstecz. Środowisko Szumskiej mu nie uwierzyło. Do dziś na plakatach Kurskiego nieznani sprawcy domalowują gwiazdę Dawida.

Dlaczego naprawdę odszedł z LPR do PiS?

Nieoficjalna wersja polityków PiS: – Kurski zawsze wolał nas od LPR. Pracując na europarlamentarny sukces Giertycha, tylko udowodnił Kaczyńskim, że jest potrzebny. Jednocześnie rozrabiając w sejmiku, rozkładał pomorski POPiS na łopatki. Lech Kaczyński zrozumiał, że bez medialnych talentów Kurskiego IV Rzeczpospolitą zbuduje Giertych z ojcem, a nie on z bratem.

Sam Lech Kaczyński woli jeszcze inną wersję. Powody usunięcia i przywrócenia Kurskiego przedstawił w programie Tomasza Lisa: – Chodziło o jedną konkretną sprawę. Zarzuty, które stawiał pewnej osobie, okazały się niestety słuszne. Smutne to, ale słuszność tych zarzutów była właśnie przesłanką powrotu Jacka Kurskiego do Prawa i Sprawiedliwości.

Kurski potwierdza: – Wygrałem los na loterii. Ten Strzelczyk, którego zamiast mnie forsowali na prezydenta Gdańska, pojechał z oficjalną wizytą radnych do Sankt Petersburga i trzy dni pił na umór. Gdy mieli wracać, na płycie lotniska padł bez czucia. Musieli go wtaszczyć do samolotu, lot został opóźniony, zrobiła się afera międzynarodowa.

W efekcie skandalu Grzegorz Strzelczyk, zaufany Kaczyńskich, wieloletni szef pomorskiego PC, a potem PiS na Pomorzu, zniknął z polityki. Jego miejsce zajął Kurski.

Co ja tutaj robię?

Do domu wraca żona, Monika: – O, panowie z "Wyborczej", super! Musicie spróbować ciasta, moja ciocia robiła, świetne jest.

Jemy – faktycznie, pycha. Rozluźniony Jacek przedstawia jeszcze jedną wersję porzucenia LPR: – Po sukcesie w europarlamencie wezwał mnie Roman Giertych
i mówi, że teraz trzeba pogrążyć Kaczyńskich i w kontrze do nich wypromować Macieja Giertycha. Wtedy przyszło otrzeźwienie. Ja będę wspierał tego faceta z Rady Konsultacyjnej przy Jaruzelskim! Powiedziałem sobie: chłopie, co człowiek z twoją biografią robi w tym towarzystwie?!

Marszałek Jan Kozłowski wspomina: – Gdy Kurski był w LPR, robił wszystko, by utrudnić nam życie. To skończyło się natychmiast, gdy przeszedł do PiS. Podszedł do mnie i powiedział: przepraszam, to był okres walki, teraz jest okres współpracy. I raptem głosował już razem z nami. Opadła mi szczęka. On jest człowiekiem inteligentnym i zdolnym, ale też bezwzględnym i cynicznym. Straszna mieszanka, bo nie przebiera w środkach. Dla niego liczy się tylko efekt. Dla mnie to najemnik polityczny.

Pojawienie się Kurskiego w partii początkowo przestraszyło pomorskich działaczy PiS.

– Nie przepadamy za sobą, ale w każdej partii są takie osoby – mówiła ostrożnie Hanna Foltyn-Kubicka.
– Czesław Niemen śpiewał "Dziwny jest ten świat" i ja też nie przestaję się dziwić – to słowa Tadeusza Cymańskiego. – Kurski jest człowiekiem utalentowanym, ale wzbudza ogromne kontrowersje. Dostał szansę od PiS-u i zobaczymy, czy ją wykorzysta.

Wykorzystał: startując w jednym okręgu z Donaldem Tuskiem, zdobył ponad 26 tys. głosów. Tusk oczywiście go wyprzedził – poparło go prawie 80 tys. osób. Ale dla PiS sukces i tak był olbrzymi – na Pomorzu, w mateczniku Platformy, Kaczyńscy zdobyli aż osiem mandatów.

Kto miał rację w III Rzeczypospolitej

Zanim jednak został wreszcie posłem, Kurski jeszcze się napracował.

W maju toczyła się publiczna dyskusja nad wyjazdem prezydenta Kwaśniewskiego do Moskwy na 60. rocznicę zakończenia II wojny. Przeciwko wizycie w mediach wystąpili liderzy LPR, PO i PiS. Ale tylko Jacek wpadł na pomysł wyemitowania pierwszej w Polsce politycznej reklamy. W przygotowanym przez niego spocie Lech Kaczyński używa ostrych słów: twierdzi, że Rosja nas upokarza, a prezydent Kwaśniewski jej na to pozwala. Wyborcy mieli utwierdzić się w przekonaniu, że Lech jest poważnym kandydatem na prezydenta.

Jednocześnie w Polskę ruszyła obwoźna impreza propagandowa PiS. Wielkie miasta, wielkie hale i tłumy ludzi, których przyciągali znani artyści. Scenariusz zawsze ten sam, a jego żelaznym punktem film Kurskiego "Kto miał rację w III Rzeczypospolitej". W nim widać, jak prezydent Kwaśniewski chwieje się na nogach nad grobami w Charkowie, zbliżenie na brudne paznokcie Waldemara Pawlaka z PSL, wyjęte z kontekstu niekorzystne ujęcia Tuska i Rokity. Publiczność na koniec nie mogła mieć wątpliwości: w III Rzeczypospolitej rację mieli tylko Kaczyńscy.

Na zakończenie wiecu Kurski nadawał jeszcze komunikat: – Obniżymy podatki wszystkim, a nie tylko najbogatszym, jak chce zrobić Platforma. Bezwzględnie rozprawimy się z przestępczością.

Pogoda dla bogaczy

Wszystko układało się cudownie do momentu rozpoczęcia kampanii billboardowej i telewizyjnej Donalda Tuska. Ku zdumieniu sztabowców PiS Tusk wszystkim zaczął się podobać. Gdy Lech Kaczyński był w sierpniu na urlopie, Tusk jeździł na Białoruś i brylował w mediach. Raptem wysunął się na pierwsze miejsce. W zdezorientowanym sztabie Kaczyńskich tylko Kurski wiedział, co robić. – Skąd Tusk ma tyle pieniędzy na kampanię? Oni mają tysiące billboardów, kto ich finansuje? – pytał oskarżycielsko w prasie i telewizji. I zaatakował PO na wszystkich frontach. Z lodówek znikało jedzenie, podatki szły w górę. – Platforma – bogacze, Platforma – liberałowie – mówił.

Obdzwonił gdańskich znajomych Tuska w poszukiwaniu kompromitujących go informacji: szukał taśm, zdjęć, czegokolwiek. W tym samym czasie pojawiły się przecieki do mediów: Tusk poręczył za aferzystę, Tusk wziął ślub kościelny specjalnie na wybory.

– Nie mam z tym nic wspólnego – zapewnia Kurski.

Na antenie Radia Maryja zaatakował podatek liniowy, sztandarowe hasło PO, i grzmiał: – To ukłon w stronę najbogatszych. Wzrośnie bezrobocie, zdrożeje żywność i leki, a potanieją markowe wina i cygara.

W TVN tłumaczył: – Platforma mówi, że zwiększy wydatki na bezpieczeństwo. W ich wykonaniu to będzie oznaczać, że dzieci bogaczy będą jeździły do prywatnych szkół pod eskortą.

Nie wspomniał, że jego Zuzia i Zdziś chodzą do jednej z najlepszych prywatnych szkół w Gdańsku.

A dzieci Donalda Tuska – Michał i Katarzyna – skończyły szkoły publiczne.

Będę bulterierem

Wyborcza niedziela w warszawskim sztabie PiS. Kilka minut przed ósmą i ogłoszeniem pierwszych wyników Adam Bielan i Michał Kamiński – do czasu pojawienia się Kurskiego w PiS najważniejsi sztabowcy Kaczyńskich – biorą Jacka pod ręce.

– Zaraz dziennikarze rzucą się na Lecha i Jarosława. Dajmy im czas na skupienie, niech się przygotują – tłumaczą i wyprowadzają Kurskiego do bocznej salki. Godzina 20. Zwycięstwo! Na ekranie Kaczyńscy, w ich objęcia rzucają się Bielan z Kamińskim.

Kurskiemu chce się płakać po raz drugi w życiu. Bielan z Kamińskim wykiwali go jak dziecko.

Trzy dni później, kończąc rozmowę w domu Jacka, przytaczamy mu dialog Kaczyńskiego z Tuskiem po telewizyjnej debacie. Potwierdziliśmy w dwóch źródłach, że padło słowo s…syn.

– Lech tak o mnie powiedział? – zasępia się poseł. – No, cóż. Mam cztery lata, żeby mu udowodnić, że naprawdę jestem potrzebny PiS. Bo robienie wyłącznie kampanii już mnie nie kręci. Będę bulterierem Kaczyńskich. Nie zawiodą się na mnie.

Monika Kurska: – Jeszcze nie wiem, czy przeprowadzimy się do Warszawy. To zależy od Jacka. Ale jak trzeba będzie, to walizki spakujemy w dwie godziny. I w drogę!

Rozmawiamy już ósmą godzinę. Robi się wieczór, Jacek spieszy się do telewizji. Podwozimy go do gdańskiego studia TVN.

Kurski: – Walcie na czerwonym, Bóg się zlitował i w końcu mam immunitet.


Marek Sterlingow, Marek Wąs