Koła i fachowcy.

Dzwoniłem wczoraj do mechanika, który miał mi załatwić koła do mojego samochodu.

4 koła.

Załatwia od roku…

Dostał 100 PLN zaliczki.

Po raz n-ty umawiał się ze mną żę zadzwoni i się skontaktuje.

Nie zadzwonił.

Teraz mnie przypiliło.

Jeżdże na zapasie.

Nie będe kupował opony bo ma mi  załatwić koła z oponami.

Dzwoniłem wczoraj:

– Proszę zadzwonić jutro to się dokładnie umówimy.

Dzwoniłem dzisiaj:

– Proszę zadzwonić za 10 minut to będę mógł rozmawiać.

Więc zaraz znów zadzwonie.

Awaria.

Wstałem sobie dzisiaj o ósmej. Wziąłem komórke do ręki i ją włączyłem, bo wstawiona była na noc do łądowania. I się zaczęło. Telefon za telefonem i non stop SMS’y. Nie działa "cośtam".

W pracy od 7:30 powinna być szefowa. No to do niej dzwonie.

Łapię ją w samochodzie. Jedzie do firmy.

– Tak wiem ze "cośtam" się spieprzyło. Za 10 minut będę w firmie. Nic im sie nie stanie jak przez jeszcze 10 minut "cośtam"nie będzie działało.

No pewnie, że nic się nie stanie. Będę pamiętał o tym spokoju i opanowaniu jak ja się spóźnie, albo coś zawale…

Niedziela. 166

Troszke pechowa.

Poszliśmy do moich rodziców na kawe. PO wszystkich postanowiłem, że zabiore od nich swój samochód, który trzymam u nich na podwórku.

Wyjechaliśmy. Przejechałem 400 metrów. Wjechałem na stacje zatankować gaz.

Z opony się dymiło.

Trzeba było zmienić koło.

Tylko jak to zrobić skoro zapasowe jest schowane u rodzicó bo je wyjąłem z bagażnika bo za dużo miejsca zajmowało.

Musiałem zaczekać na brata. Samochód został na stacji. My poszliśmy ten kawałek pieszką do domu.

Brat przywiózł mi koło o 21:30. Wymieniliśmy je.

Teraz czeka mnie Wydatek.

Tamta opona już się chyba do niczego nie nadaje…

Do tego odkryłem, że tarcze są porysowane, ale nie mam na razie pieniędzy na wymiane.

Czy nie może człowieka trafić szlak ???

Sobota. 167

Wstalismy dosyć wcześnie bo już o ósmej…

Kaca brak – to dziwne.

W mieszkaniu chlew jak to po imprezie.

Podłoga się klei – szampan przecież się wylał…

Ja do kuchni…

O Jezuuuu.

Zmywania jak na dorobku w Anglii.

Poł godziny przy zlewie i sytuacja opanowana.

Wielki worek ze śmieciami naszykowany do wyniesienia (czy my naprawde opróżniliśmy aż tyle butelek ???)

Czekam na telefon kolegi, który miał przyechać z Irlandii z telefonami dla mnie.

Żona wie tylko o tym, że sobie chce kupić telefon. Nie spodziewa się jeszcze tego, że sama też dostanie nowy.

Wyczekiwanie…

Zadzwoni czy nie zadzwoni ???

Dzwoni. Nareszcie.

O dwunastej na skrzyżowaniu.

Nadeszła dwunasta.

Zjawił się. Ma obydwa. Rozliczamy się, ja go jeszcze podwożę do miasta. Z żoną jedziemy dalej.

Każę jej odpakować pudełko i mówię że to co w środku jest dla niej.

Przeżywa szok.

Nie spodziewała się tego ani troche.

No to teraz biegiem ściągnąć simlocki.

W międzyczasie zakupy.

W Bacie super wyprzedaż. Wchodzimy żeby mi kupić buty. Niestety sklepy nie przewidują ewentualności, że mężczyzna może nosić rozmiar 39/40. Butów brak.

Ale dzięki temu w to miejsce Żona może sobie kupić pare innych ciuchów. Są świetne. Nareszcie zaczyna się mnie słuchać przy wyborze garderoby. Myślę że bardzo dobrze na tym wyjdzie.

Odbieramy telefony.

Działają.

A teraz ból, trzeba zapłacić. 90 PLN za każdy. Niestety ten model tak się ceni.

Jeszcze tylko przejściówka z angielskiej wtyczki i gotowe.

Wracamy do domu.

Ja mogę się spokojnie zacząć bawić telefonem.

Obiadek w piekarniku już pachnie.

A później już jest zwyczajnie.

Czyli spokojny sobotni wieczór spędzony na leniuchowaniu.

Piątkowa impreza…

Przyszli i nawet się nie spóźnili.

Brat z "bratówką". (będzie bratową jak sie pobiorą)

I nasz wspólny przyjaciel ze swoją towarzyszką.

Było bardzo fajnie.

Trochę jedzonka, trochę alkoholu.

Dziewczyny się totalnie wyluzowały.

Skończyło się półstriptizem.

Lubię jak ludzie czują się na tyle luźno i są otwarci.

Nie lubię za to fałszywej skromności i udawania.

Wszystko skończyło się o 3:30 rano…

I po weekendzie. 168

Calutki weekend udany.

Doszczętnie udany.

W każdym calu udany.

Beż żadnych zarzutów i żadnego "ale".

Po prostu był bardzo dobry.

I to od samego piątku.

Tylko dzisiaj trzeba było wstać…

Ale może od początku.

W piątek przyszedłem do domku. Było dokładnie jak napisałem. PO przestąpieniu progu mieszkania do moich nozdrzy dostał się zapach zapiekanki. Przypieczony ser drażnił moje receptory smakowe, przekazując informację dalej, czego eektem był ponadprogramowy wyciek śliny ze ślinianek (na szczęście nie z ust).

Piwko już było schłodzone.

Ostatnio stałem się fanem tego piwa. Nazywa się Beamish. Jest czarne jak kawa.

Więc po kolei:

  • Obiad
  • Piwo
  • Żona

Później zaczęliśmy się szykować.

Prawie fajrant

Kurcze minuty sie wloką jak glupie…

Nie lubie siedziec na dyżurze.

Przynajmniej jest spokoj ale za to sie dluzy.

Ale jeszcze tylko 10 minut…

W domku czeka na mnie żonka. Zapiekanka juz w piecyku. Piwko w lodówce.

No i żonka mam nadzieje z dużą ochotą… Bo ja mam ochotę na coś szalonego…

Np wprawić w zakłopotanie sąsiadów ???

22 jeszcze nie ma, więc nie będziemy zakłócać ciszy nocnej. Wokół żaden z sąsiadów nie ma dzieci, więc nie będziemy też deprawować nieletnich. Żeby tylko tramwaj jechał szybko…

Jak tylko wpadne do domu, zdejme buty, zrzuce swetr…

Więcej i tak nie powiem.

Nie będę deprawował Was blogowiczów.

Pozdrawiam i miłego weekendu życze.

Alkohol

Dziś wieczorem !!!

Będzie trzeba odreagować ten tydzień.

W końcu się uda spotkać z bratem, który niedawno zaczął pracę i od tamtej pory umówienie się z nim jest prawie niemożliwe.

Ale dzisiaj damy czadu.

Co prawda założenie jest takie, że nie chcemy się spotkać z matką ziemią, ale na pewno będzie można się odstresować.

Powodzenia też wszystkim, którzy zamierzają pójść w nasze ślady.

TATA

Miał dzisiaj wyjść, Na 10 minut przed wyjściem dostał uczulenia. Po poprzednich badaniach nikt nie chciał uwierzyć mu, że jest uczulony na kontrast. Dzisiaj sie upewnili że jednak to możliwe…

Cholera !!!

Czy teraz go wypuszczą z taką wysypką  ???